niedziela, 9 października 2016

Rozdział XXXI "Święta"

"Każdy czasem tęskni za magią świąt, którą czuł w dzieciństwie"


Hermiona:

-Hermiona! Wstawaj! Wstawaj! Pada śnieg!- usłyszałam krzyki tuż nad moją głową. Chcąc, nie chcąc musiałam podnieść powieki, które nadal pragnęły być zamknięte i powrócić do krainy snów. Pierwsze co zobaczyłam to oblicze mojej przyjaciółki. Na jej twarzy widniała radość. Wszystko znów wróciło do porządku dziennego gdy pogodziłyśmy się z chłopakami.
-No wstawaj! Chyba nie chcesz przegapić pierwszego śniegu w tym roku! Tym bardziej, że musiałyśmy tak długo na niego czekać! - nadal krzyczała i zaczęła podskakiwać na łóżku. Zachowywała się jak małe dziecko, co mnie rozbawiło.
-No już dobra, dobra- zaśmiałam się. Wstałam z łóżka i wyjrzałam za okno. Faktycznie cały krajobraz przykryty był białym puchem. Musiało już tak sypać dobre kilka godzin, ponieważ zaczęły się robić zaspy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Zawsze w okresie świątecznym czułam się jak małe dziecko, więc już nie dziwiłam się reakcji blondynki. Wtedy wracała radość z małych rzeczy, takich jak na przykład śnieg.
-Ubieramy się i wychodzimy!- zawołałam, podzielając entuzjazm Aishy. Po okołu dziesięciu minutach obydwie byłyśmy gotowe i zwarte do wyjścia, jeszcze tylko musiałam nakarmić Voxa i mogłyśmy wychodzić, by nacieszyć się pogodą. Nagle do pokoju wszedli chłopaki, oczywiście przedtem nie pukając.
-Hej! A jakbyśmy były nie ubrane?- zapytała Aisha patrząc na nich groźnie.
-Nie widzę w tym problemu,a Ty Blaise?- stwierdził Draco i zwrócił się do czarnoskórego.
-Nie, jakoś nie- zgodził się i pokazał szereg białych zębów.
-Zboczeńcy- skomentowałam, po czym rzuciłam w nich poduszką. Draco śmiejąc się złapał ją i położył na łóżku.
-Bo niby Wy jesteście takie święte i nigdy sobie nie wyobrażałyście nas bez ubrań?- zapytał pewny siebie, a na jego twarzy widniał cwaniacki uśmiech. Lubiłam ten uśmiech, zawsze wtedy o niczym innym nie myślałam tylko żeby go pocałować. Zbliżał się do mnie powoli a ja zorientowałam się, że w końcu zadał nam pytanie. Wymieniłam spojrzenie z Aishą. Ona też jeszcze nie miała aż takiego zbliżenia z Blaisem, ale to nie oznaczało, że nie fantazjowałyśmy. W końcu jesteśmy kobietami a oni są najprzystojniejszymi mężczyznami w Slytherinie, a nawet w całym Hogwarcie. Oczywiste było to, że każda miała choć raz taką wizję. No może więcej niż jeden raz. Nawet bardzo wiele razy... Ale nie ważne. Nie mogłyśmy dać im tej satysfakcji.
-To Wy tutaj wpadacie bez ostrzeżenia, mając nadzieje, że się przebieramy- zaczęłam nas bronić, jednak Draco był co raz bliżej mnie a to zaczęło mnie wytrącać z równowagi. Za długo byliśmy daleko od siebie. Pragnęłam go teraz jeszcze z większą siłą niż wcześniej.
-Nam wcale by to nie przeszkadzało- parsknął śmiechem. Spojrzałam na Aishe, nie wiedząc dlaczego nie dołącza się do rozmowy. Ale zobaczyłam jak się całuje z Blaisem. No tak i wszystko jasne. Blondyn patrzył na mnie, oczekująco, nie chciał mi tak szybko odpuścić. Po chwili znalazłam się w jego ramionach. A ja uśmiechnęłam się do niego i go pocałowałam. Najwyraźniej w tej jednej sekundzie zapomniał o wszystkim i bez zastanowienia oddał pocałunek z równą mocą. Kiedy już nam zabrakło tchu odsunęliśmy się od siebie i zachichotałam.
-Mała cwaniara- skomentował i przytulił mnie do siebie.
-A zaraz mam zamiar Cię wrzucić w zaspę śnieżną, więc lepiej się ciepło ubierz kochanie- szepnął mi do ucha i momentalnie puścił mnie i zbiegł na dół. Zaśmiałam się i poszłam w jego ślady. Jakimś cudem udało mi się szybciej ubrać i wybiegnąć na zewnątrz. Przygotowałam sobie śnieżkę i tylko czekałam aż mój ukochany pojawi się w drzwiach. Jednak w pewnej chwili usłyszałam dźwięk teleportacji i nim zdążyłam się obrócić, Draco wziął już mnie na ręce.
-Hej to jest nie fair!- krzyczałam i próbowałam się jakoś uratować. Jednak blondyn tylko szukał wystarczająco dużej zaspy.
-Draco nie błagam! Nie zrobisz tego!- ponowiłam starania, ale on już zaczął się kierować w jakieś miejsce. Wierzgałam nogami, krzyczałam ale nic to nie dawało. Mogłabym też użyć śnieżki, którą dla niego przygotowałam, ale wypuściłam ją z rąk gdy zaszedł mnie od tyłu.
-Draco proszę Cię- spróbowałam jeszcze raz, jednak na nic. Uśmiechnął się tylko do mnie po czym tak po prostu mnie puścił. Upadek nie był bolesny, wylądowałam na kilku metrowym puchu, za to było mi zimno i mokro.
-Ostrzegałem Cię przecież- śmiał się Draco. Miałam naprawdę wielką ochotę zetrzeć mu ten uśmiech zwycięstwa.
-Bardzo śmieszne a teraz pomóż mi wstać- powiedział i wyciągnęłam dłoń. Stał nade mną tak jakby się zastanawiał czy mi pomóc czy jednak wrócić do domu, na szczęście zdecydował się mi pomóc. Ale, że jestem ślizgonką kiedy chwycił moją dłoń by mnie podnieść, podłożyłam mu nogę, poślizgnął się i wylądował tuż obok mnie. Teraz to ja zaczęłam się śmiać.
-Mogłem to przewidzieć- stwierdził, po czym przewrócił się i zawisł nade mną. Nadal się śmiałam, a on uśmiechnął się widząc moją twarz.
-No co?- zapytałam w końcu gdy nadal się tak na mnie patrzył.
-Nic, po prostu jesteś taka piękna- szepnął i pogłaskał mnie po policzku lodowatą dłonią. Nie założył rękawiczek, zresztą tak samo jak i czapki. Nachylił się i pocałował mnie. Na początku delikatnie muskał moje wargi swoimi, jednak kiedy wplątałam dłonie w jego włosy i przyciągnęłam go bliżej, mocniej przyparł do moich ust i zaczął namiętnie całować. Tylko jego usta doprowadzały mnie do takiego stanu, tylko jego ust pragnęłam wciąż na nowo. Zadrżał kiedy wsunęła swoje zimne dłonie w przemokniętych rękawiczkach mu za kołnierz. Odsunęliśmy się by nabrać tchu.
-Nikogo ust nie pragnę tak bardzo jak Twoich. Zapamiętaj to- szepnął, patrząc mi w oczy. Kiwnęłam tylko głową. Nie miałam już tchu by cokolwiek w tej chwili wydusić. Gdy ponownie chcieliśmy złączyć nasze usta w pocałunku zostaliśmy zaatakowani kulkami śnieżnymi. Draco położył się na mnie, osłaniając mnie przed odstrzałem. Usłyszałam śmiech naszych przyjaciół. Spojrzałam porozumiewawczo na Draco. Wstał przyjmując na siebie kolejne śnieżki a ja zaczęłam robić amunicje. Kiedy byłam gotowa, blondyn odsunął się a ja zaczęłam rzucać w stronę Blaise'a i Aishy.
-Już śnieg zaczął topnieć koło was, tak się rozgrzaliście- zażartował czarnoskóry, za nim dostał w głowę śnieżką od Draco. I tak biegaliśmy i śmialiśmy się jak małe dzieci, rzucając w siebie śnieżkami.

***

Kiedy byliśmy już całkowicie zmoczeni, tak że nie mieliśmy na sobie ani jednej suchej nitki, postanowiliśmy wrócić do domu. Przebraliśmy się i wszyscy zasiedliśmy w salonie.
-Snape powinien już tutaj być, jest już 12 a dzisiaj Wigilia- powiedziałam smutno, gdy siedzieliśmy przy zapalonym kominku. Blaise z Aishą na kolanach siedział w fotelu a ja z Draco zajmowaliśmy kanapę. Obejmował mnie i trzymaj blisko siebie, by nie było mi zimno.
-Nie martw się na pewno wróci- pocieszył mnie Blondyn, całując mnie w czoło. Oparłam głowę o jego ramie.
-Mam pomysł!- zawołał nagle z entuzjazmem Blaise.
-O nie, to nie wróży niczemu dobremu- jęknął Draco a ja się zaśmiałam.
-Co znowu takiego genialnego wymyśliłeś kochanie- zapytała się Aisha, nie wiedząc czego można się spodziewać, Blaise jest nieprzewidywalny.
-Zamiast siedzieć tak i się zamartwiać przygotujmy już coś na wieczór. Ugotujmy coś!
-Diable czy ty kiedykolwiek coś gotowałeś, albo chociaż byłeś w kuchni?
-Oczywiście, że byłem w kuchni, może nic konkretnego nie gotowałem, ale być byłem! A poza tym nasza Mionka na pewno coś umie- powiedział po czym spojrzał na mnie, tak samo zresztą jak Draco i Aisha.
-No w mugolskiej rodzinie zwykle pomagałam przygotowywać potrawy na święta. W sumie to wcale nie jest taki głupi pomysł. Chociaż to będzie gotowe kiedy tata wróci- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Wstałam i podeszłam do wielkiej biblioteczki przy ścinie.
-Jest tu tyle książek, na pewno się znajdzie jakaś kucharska, kto wie może moja mama umiała dobrze gotować- stwierdziłam i zaczęłam przeszukiwać wzrokiem książki. W końcu znalazłam odpowiedni tytuł i go wyciągnęłam.
-Tu coś może znajdziemy- powiedziałam i wróciłam do Draco.
-Czyli Blaise naprawdę miał dobry pomysł? Świat zwariował!- zaśmiał się blondyn zerkając mi przez ramie do książki.
-Czasem mu się zdarzy już tak nie przesadzaj- broniła swojego chłopaka Aisha, po czym przysiadła na podłodze by spojrzeć na książkę którą trzymałam w rękach. Blaise siedział nadal na fotelu i posyłał tryumfujący uśmiech w stronę Dracona.
-Trzeba będzie iść na zakupy. Na pewno gdzieś są w domu jakieś mugolskie pieniądze, a w miasteczku jakiś sklep.
-To będą najdziwniejsze a zarazem najlepsze święta jakie miałem- powiedział Draco splatając nasze dłonie. Uśmiechnęłam się i nadal przeglądałam książkę w celu poszukania jakiejś znanej potrawy.


***

Wspólnie ustaliliśmy, które dania przyrządzimy. Okazało się także, że Draco wiedział, gdzie Snape trzyma różne rzeczy na tak zwaną „czarną godzinę”, wśród nich znajdowały się mugolskie pieniądze, i cóż załóżmy, że właśnie taka godzina nastała. Tata na pewno to zrozumie. Ubraliśmy się ciepło i całą czwórką wyszliśmy z domu. Moi przyjaciele nigdy nie byli chyba w mugolskim sklepie, ale coś mi się wydaje, że w mugolskich klubach chłopaki byli nie raz. To było dla nich coś nowego, jednak nie czuli obrzydzenia czy też pogardy, byli podekscytowani poznania czegoś nowego. Chociaż teraz przydało się moje mugolskie wychowanie.
Na szczęście nie musieliśmy szukać długo sklepu, był zaledwie kilka metrów od naszego domu. W sumie nigdy się nie zastanawiałam dlaczego rodzice nie zamieszkali w jakimś mieście czarodziejów. Może mieli dość tego świata i choć na chwile chcieli od nich odpocząć? A może dlatego, że tata wychowywał się w rodzinie półkrwi. Chociaż za dużo nie wiedziałam o babci i dziadku, będę musiała o to kiedyś się go zapytać.... Wyrwałam się z rozmyśleń kiedy zobaczyłam jak Blaise usiłuje otworzyć jedną z lodówek.
Na szczęście w sklepie było wszystko czego potrzebowaliśmy i już po nie całej godzinie wracaliśmy obładowani zakupami. Co prawda dla mojej trójki przyjaciół było to coś jak jakaś niesamowita przygoda, ja jednak czułam się jakbym wróciła do swojego dzieciństwa.


***

W domu, kiedy już się rozebraliśmy, zanieśliśmy zakupy do kuchni i zaczęliśmy przydzielać każdemu obowiązki. Ja z Aishą miałam się zając indykiem, ponieważ bałam się tego dać chłopakom, niestety oni wywalczyli do zrobienia ciasta z whisky, w końcu to oni najbardziej krzyczeli o ten deser. Ostatecznie i tak robiliśmy wszystko razem i całkiem nieźle nam to szło. Co prawda, kiedy chłopaki otworzyli mąkę to rozsypała się na całą kuchnie i wszyscy byliśmy biali, to była świetna zabawa. Śmialiśmy się i czasem rzucaliśmy w siebie różnymi rzeczami. Chłopaki czasem pod pijali whisky, ale my też nie byłyśmy święte, bo raz po raz jadłyśmy czekoladę, która miała być do puddingu.
Po jakiś dwóch godzinach mieliśmy co raz więcej gotowych potraw. Tylko indyk jeszcze czekał by go włożyć do piekarnika. Lodówka była już pełna przygotowanymi przekąskami, a blaty upieczonymi ciastami, a ich zapach roznosił się już po całym domu.
-No muszę Wam powiedzieć, że nam to wyszło całkiem nieźle- powiedziałam w końcu wycierając ręce.
-Już się nie mogę żeby tego wszystkiego skosztować!- zawołał Blaise, trzymając w ręce, butelkę whisky.
-A przy tym była świetna zabawa, musimy kiedyś to powtórzyć- zaśmiała się Aisha i wzięła butelkę od swojego chłopaka. Wszyscy byliśmy cali brudni od mąki, ciasta, sosów i innych rzeczy. Faktycznie była świetna zabawa. Nagle usłyszałam hałas teleportacji. Uśmiechnęłam się.
-Wróciłem!- usłyszałam głos mojego taty.
-Jesteśmy w kuchni!- zawołałam przyjmują od Draco ścierkę, którą zaczęłam wycierać twarz.
-A co tu się działo?- zapytał zszokowany, kiedy zobaczył w jakim stanie jest kuchnia i my.
-Zrobiliśmy kolacje, musieliśmy się czymś zając kiedy Ciebie nie było, przy okazji się trochę pobawiliśmy- wyjaśnił Draco.
-Zrobiliście wszystko sami?
-Tak, poczekaj aż skosztujesz naszego ciasta z whisky- powiedział zadowolony Blaise.
-Jestem pod wrażeniem. W takim razie idźcie się szybko przebrać, my z chłopakami pójdziemy po choinkę a Wy dziewczyny wyciągniecie ozdoby. Ubierzemy szybko choinkę i będziemy mogli zasiadać przy stole- zarządził uśmiechając się.
-Świetnie, my z Aishą kupiłyśmy trochę ozdób też na Pokątnej,

***

-Aisha, Hermiona my wychodzimy, niedługo wrócimy!- usłyszałyśmy wołanie Snape'a z dołu. Byłyśmy już prawie gotowe. Aisha wybrała na tę okazje czarną, koronką sukienkę z rękawami trzy-czwarte do tego zielone dodatki i buty oczywiście na wysokim obcasie. Ja za to miałam zieloną rozkloszowaną sukienkę z długimi rękawami, dodatki dobrała srebrne tak samo jak zresztą buty. Obydwie miałyśmy rozpuszczone włosy. Musiałyśmy przyznać, że wyglądałyśmy całkiem nieźle. Nie mogłyśmy się doczekać reakcji chłopaków, kiedy nas zobaczą.
Zeszłyśmy na dół i postanowiłyśmy nakryć do stołu, żeby od razu po ubraniu choinki zasiąść do niego.Znalazłam biały obrus i rozłożyłam go na blacie. Aisha postawiła na nim dwie zielone świece. Następnie rozłożyliśmy dla wszystkich talerze, wraz z sztućcami.
-Może powinnyśmy dać jeszcze jedno na krycie?- zapytałam kiedy już skończyłyśmy.
-Po co ? - zdziwiła się Aisha.
-W starym domu zawsze tak robiliśmy, jest to tłumaczone na wiele sposobów, ale w ten dzień powinna być tu cała rodzina. Mugole mi zawsze mówili, że to dla osób zmarłych. Pomyślałam sobie, że może zrobimy dodatkowe nakrycie dla mojej mamy.... bo to wtedy będzie tak jakby tutaj była...- wytłumaczyłam cicho, spuszczając głowę.
-Oh Hermiona... zróbmy tak, zresztą przecież już nie raz widziałyśmy duchy. Kto wie co może się wydarzyć tej nocy- powiedziała z uśmiechem i mnie przytuliła.
-Dziękuje Aish- szepnęłam i otarłam pojedynczą łzę.
-Hej mam pomysł, masz jakieś zdjęcie swojej mamy?
-Tak na górze, kiedy wprowadziłam się tu w lecie dał mi jedno
-Możesz je przynieść?- zapytała z tajemniczym uśmiechem. Przyglądałam jej się przez chwile by odgadnąć o czym myśli, jednak po chwili się poddałam. Wzruszyłam ramionami i pobiegłam na górę. Trzymałam to zdjęcie na szafce nocnej, zawsze przed spaniem na niego spoglądałam. Gdy zeszłam z nim na dół, dodatkowe nakrycie było już przygotowane a Aisha jeszcze coś przystrajała na parapecie.
-Teraz mi powiesz co kombinujesz?- zapytałam, podając jej zdjęcie. Nic nie mówiąc, z uśmiechem na twarzy, położyła fotografie pomiędzy dwiema świeczkami na parapecie.
-Tak na pewno będziemy tu o niej pamiętać w tej chwili.
-Świetny pomysł, tacie też powinien się spodobać- powiedziałam rozpromieniona i w tym samym momencie usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- O wilku mowa.
-Jesteśmy ! Nawet nie wiecie jak trudno znaleźć choinkę!- zawołał Snape z przedpokoju. Po chwili cała trójka weszła do salonu a za Nimi lewitowała wielka choinka. Kiedy Blaise i Draco na nas spojrzeli szczęki im opadły.
-Pięknie wyglądacie- powiedział Snape uśmiechnięty. Spojrzał na chłopaków i pokiwał głową
-Jak już się otrzęsiecie to idźcie na górę się przebrać, ubieramy zaraz choinkę i zasiadamy do stołu, nie mogę się doczekać aż skosztuje tych wszystkich potraw- zaśmiał się i poszedł do swojej sypialni. Blaise'owi i Draco jeszcze trochę zajęło by się opamiętać.
-Ja nie wiem czy oni się jeszcze nie przyzwyczaili do naszego wyglądu czy jak?- zapytała się Aisha a ja się zaśmiałam. 
-To przez tą przerwę- odezwał się w końcu Blaise.
-Idźcie się lepiej przebrać, bo chcemy zacząć w końcu te święta jak należy- ponagliłam ich. Podejrzewam, że gdybyśmy nie wypchnęli ich z pokoju to jeszcze chwile by tam stali.

***

Kiedy czekałyśmy na chłopaków, wyciągnęłyśmy ozdoby na choinkę, które kupiłyśmy na Pokątnej. Niedługo po tym Snape do nas dołączył. Był ubrany w dopasowany garnitur. Pierwszy raz chyba go widziałam w takim normalnym ubraniu. Zawsze chodził w tych swoich czarnych, czarodziejskich szatach.
Gdy do nas dołączył wyciągnął bombki, które były już tu wcześniej. Kiedy otworzyłam pudełko moim oczom ukazały się własnoręcznie malowane bańki. Bardzo ostrożnie wzięłam jedną do rąk.
-Pewnie już się domyślasz kto je pomalował- odezwał się tuż przy mnie mój ojciec.
-Mama?- szepnęłam, wpatrując się w ozdobę.
-Tak, a tą zrobiła gdy się urodziłaś- odpowiedział z uśmiechem wyciągając z małego pudełeczka bombkę. Odłożyłam poprzednią i wzięłam delikatnie do rąk tą co trzymał Snape. Przyjrzałam się jej. Były na niej błyszczące zielone zawijasy, które układały się w moje imię.
-Jest piękna- powiedziałam z uśmiechem, chwile potem poczułam jak jedna pojedyncza łza spływa mi po policzku. Za nim zdążyła ześlizgnąć się z mojej twarzy, Snape ją wytarł.
-Może to ona zawiśnie pierwsza na naszej choince?
Kiwnęłam tylko głową i zrobiłam to co zaproponował Severus. W tym samym czasie na dół zeszli Draco i Blaise.
-Zaczęliście bez nas?- oburzył się Smok.
-Jakbyśmy mieli czekać na was to nawet jutro byśmy nie usiedli do tego stołu- zażartowała Aisha.
-Dobra to bierzemy się do pracy- powiedział Snape. I faktycznie, ja z Aishą wieszałam kolorowe bombki, chłopaki zajęli się światłami a mój tata łańcuchami i anielskimi włosami.
Już po jakiejś półgodziny, choinka była ubrana a my spoglądaliśmy na swoje dzieło. To nie była klasyczna choinka. Były na niej najróżniejsze kolorowe bombki oraz łańcuchy. Magiczne światełka migały własnym rytmem. Była piękna, największy urok dawały ozdoby mojej mamy.
-No muszę Wam powiedzieć, że się spisaliśmy!- zawołała entuzjastycznie Aisha.
-Też tak uważam- zgodziłam się z nią.
-To teraz możemy wreszcie coś zjeść! A najlepiej zacznijmy od ciasta!- powiedział Blaise, kierując się do stołu.
-O nie mój drogi, ciasto będzie na samym końcu- oznajmiła surowo blondynka, doganiając go. Draco podszedł, śmiejąc się przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w górę. Podążyłam jego śladami i zobaczyłam jemiołę, która pojawiła się znikąd. Spojrzałam na niego z podejrzliwym wzrokiem.
-Nie patrz tak na mnie. Nie mam pojęcia skąd ona się tu wzięła!- zaczął się bronić.
-Ale wiesz jakie są zasady- powiedział z zawadiackim uśmiechem. Pokiwałam tylko niedowierzająco głową i zbliżyłam swoją twarz do jego. Draco nie wahając się, wpił się w moje usta. Miałam ochotę zatracić się w tym pocałunku bez końca, jednak obudziło mnie odchrząknięcie mojego ojca. Odsunęłam się od blondyna, lekko się rumieniąc.
-Siadamy?- zapytał Snape.
-Już idziemy- odezwał się Draco. Potarł nosem mój nos i pocałował mnie w policzek.
-Wesołych Świąt- szepnął wprost do mojego ucha. Kiedy na mnie spojrzał byłam cała rozpromieniona.
-Wesołych Świąt- odszepnęłam. Chciałam go pocałować, jednak się powstrzymałam gdyż czułam na sobie wzrok mojego ojca. Odsunęliśmy się od siebie i poszliśmy do stołu, trzymając się za ręce.
Snape siedział na samym początku, Aisha siedziała obok niego po lewej stronie, a Blaise tuż przy niej. Draco odsunął mi krzesło i usiadłam po prawej stronie mojego ojca. Mój ukochany oczywiście zajął miejsce tuż koło mnie.
-Zanim zaczniemy jeść chciałem coś powiedzieć- oznajmił Mistrz Eliksirów.
-Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem. Szczególnie cieszę się, że mogę ten czas spędzić z moją córką. Wiem, że wiele przeżyłaś przez ostatnie kilka miesięcy, ale naprawdę się cieszę, że po tylu latach mogę w końcu siedzieć przy tym stole właśnie z Tobą. To dla mnie wiele znaczy. A Twoja matka by była bardzo dumna z Ciebie Hermiono. Dlatego chciałbym zacząć te święta, tą kolacje toastem. Za naszą rodzinę!- powiedział i podniósł swój kieliszek.
-Za rodzinę!- powtórzyliśmy wszyscy i wypiliśmy łyk wina.
-Nie marzyłam o lepszych świętach. Wierzę, że nie są one ostatnie- odezwałam się, uśmiechając się do swojego ojca.

Snape:

Siedzieliśmy wszyscy przy stole. Jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Aisha i Draco jak zwykle w pewnym momencie zaczęli się kłócić, Hermiona i Blaise musieli ich uspokajać. Zauważyłem co raz większe rodzące się uczucie pomiędzy swoją córką a moim chrześniakiem. Powinienem się tym zamartwiać, ale tym razem po prostu cieszyłem się widząc tą dwójkę taką szczęśliwą. Nigdy nie widziałem takiego Dracona.
Kiedy przyglądałem się tej dwójce, w pewnym momencie zobaczyłem przez okno, zarys postaci. Przyjrzałem się. To nie było możliwe.
-Przepraszam na chwilę- powiedziałem szybko i nie czekając na reakcje moich podopiecznych wyszedłem z pokoju i skierowałem się na podwórko z tyłu domu. Na zewnątrz było zimno, nadal sypał śnieg. Spojrzałem w prawo i ujrzałem ducha.
-Emma?- szepnąłem. Byłem w szoku odkąd odeszła nigdy się tu nie pojawiła. Myślałem, że odnalazła spokój.
-Minęło tyle lat, a ty się nic nie zmieniłeś- odezwała się z uśmiechem.
-Co Ty tu robisz ? Jak ?
-Zawsze tu jestem, ale się nie pokazuje. Musiałeś iść dalej, gdybym została tu jako duch, chciałbyś zostać przy mnie, a Ty musiałeś normalnie żyć by kiedyś zaopiekować się naszą małą córeczką.
-To dlaczego dzisiaj Cię ujrzałem?
-Sama nie wiem. Dobrze wiesz, jak uwielbiałam święta. Musiałam w końcu z Tobą porozmawiać. Ciesze się, że przyprowadziłeś Hermionę do naszego starego domu...- powiedziała i znowu zerknęła przez okno, gdzie jedliśmy kolacje.
-Jesteś zawsze przy niej i nigdy się nie ujawniasz. Czemu ? Czemu nie porozmawiasz z nią?
-Jest jeszcze na to za wcześnie, jeszcze się w tym wszystkim nie odnalazła. Opiekuj się nią, nie możemy po raz drugi stracić córki- szepnęła, spoglądając znów na mnie.
-Ale Em...
-Nic nie mów Sevciu... wiem co się dzieje, ale na razie nie możesz się tym zamartwiać. Jesteście szczęśliwi. Ona jest szczęśliwa. To jest teraz najważniejsze....Muszę Cię o coś prosić... Nie wołaj mnie, ani nie wzywaj. Będę tu nadal ale się nie będę pokazywać, nie dopóki nie nadejdzie na to odpowiedni czas.
-Emmo...
-Proszę Severusie
-Brakuje mi Ciebie....- powiedziałem cicho i spuściłem wzrok, nienawidziłem się tak otwierać.
-Wiem, ale jestem tu naprawdę. Teraz już o tym wiesz. Powiedz jej, że ją kocham....- szepnęła i zaczęła powoli znikać.
-Emmo proszę...- zacząłem nalegać, jednak to nic nie dało, już po chwili przede mną była tylko ciemna noc. Nagle drzwi koło mnie otworzyły się i zobaczyłem Dracona.
-Wszystko w porządku? Hermiona się martwi.

-Tak, już wracam- odpowiedziałem. Blondyn wszedł do środka a ja zaraz po nim, za nim jednak zamknąłem drzwi spojrzałem w miejsce gdzie jeszcze kilka chwil temu widziałem moją przyjaciółkę. Pokiwałem głową i zamknąłem drzwi. Wróciłem do stołu i uspokoiłem Hermionę. 

*****************************************************************
....
Będę szczęśliwa jeśli jeszcze ktoś tu zagląda i czeka na rozdziały. Dziękuję tym wytrwałym....

Pozdrawiam
Wasza
Caroline Cross 


niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział XXX "Zakupy Świąteczne"

Hermiona:

-No proszę, proszę to tak się leczy?- usłyszałam rozbawiony głos Diabła. Powoli otworzyłam oczy by zobaczyć co się dzieje. Leżałam na kanapie a praktycznie rzecz biorąc to na Draco. Dalej przytulał mnie szczelnie ramionami, to była cudowna noc. Ale nie to mnie obudziło. Nad nami stali nasi przyjaciele, szczerząc się. Kiedy Blaise poruszał sugestywnie brwiami, całkowicie się obudziłam. Odruchowo szybko wstałam, budząc przy tym Draco.
-Jeśli wiedziałbym, że tak się traktuje chorego to sam dałbym się zaatakować. Sądzę stary, że miałeś dobrą opiekę? –zaśmiał się czarnoskóry. Draco spojrzał na niego, po czym zaczął szukać mnie. Kiedy zobaczył, że siedzę koło niego, przyciągnął do siebie i ponownie zamknął w ramionach.
-Diable nie masz nic lepszego do roboty, jak rujnowania mi tego pięknego poranka? – zapytał zirytowany.
-Po prostu się cieszę na ten piękny widok- wyszczerzył się. Draco westchnął i usiadł, a ja wylądowałam na jego kolanach. Zaśmiałam się cicho i wtuliłam się w jego tors.
-Czyli rozumiem, że wróciliście do siebie?- zapytała Aisha zadowolona. Popatrzyliśmy z Draco po sobie. Wczoraj bezpośrednio nie rozmawialiśmy co będzie z nami. Po prostu się cieszyliśmy sobą.
-Eee…- zaczęłam nie wiedząc co powiedzieć.
-Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy- powiedziałam w końcu, czując na sobie niepewny wzrok Dracona. Nastąpiła chwila ciszy. Przerwał ją Snape, wchodząc do salonu. Spojrzał na nas zdziwiony, szybko ześliznęłam się z kolan mojego ukochanego.
-Cieszę się Draco, że się obudziłeś jednak sądzę, że powinieneś jeszcze dzisiaj poleżeć. Straciłeś naprawdę dużo krwi. Podałem Ci eliksiry, ale potrzeba czasu byś całkowicie się zregenerował- powiedział, nie wspominając tego czego wcześniej był świadkiem, gdy tu wszedł.
-Czuje się dobrze.
-Po mimo tego, nalegam byś jeszcze sobie dzisiaj odpuścił z wstawaniem.
-Już wychodzisz?- zapytałam.
-Tak i mogę wrócić dopiero jutro, ale potem całe święta już się nie ruszam z stąd- odpowiedział uśmiechając się do mnie.
-Dobrze. Uważaj na siebie.
-Obiecuję- powiedział, podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Dbajcie o siebie nawzajem- poprosił po czym wyszedł. Westchnęłam, za każdym razem kiedy musiał iść do niego, bałam się, że już nie wróci. Ale zawsze wracał, więc teraz musi być tak samo.
-To co Miona idziemy na te zakupy?- zapytała Aisha zaraz po tym kiedy mój ojciec opuścił dom.
-No nie wiem, chyba powinnam zostać przy Draco- odpowiedziałam, patrząc z martwieniem na blondyna, siedzącego obok mnie.
-Idź. Nie będę wam psuć planów. Zresztą tak jak mówiłem, czuję się dobrze – zapewnił mnie ściskając moją rękę.
-Ale obiecasz, że nie będziesz stawać, tak jak mówił Snape?
-Tak, tak. Zresztą nie będę sam. Jest Blaise przecież.
-A ja obiecuje, że będę dobrą pielęgniarką. No może nie tak dobrą jak Ty i Draco nie będzie się tak dobrze czuł jak przy tobie, ale będę się starał. Nawet jeśli to pomoże, to mogę założyć seksi mundurek pielęgniarski- powiedział Diabeł z tym swoim uśmieszkiem.
-Zmieniłem zdanie. Nie zostawiaj mnie samego z nim!- zwrócił się szybko do mnie Draco. Wraz z Aishą się zaśmiałam.
-Chyba masz rację, spokojnie mogę iść. Kto jak kto, ale Blaise się Tobą zajmie- powiedziałam, wstając.
-Ty chyba mnie nienawidzisz- skomentował Smok, z impetem kładąc się.
-Troszczę się o Ciebie, to jest oznaka nienawiści? - zapytałam z niewinną minką.
-Nie zostawiłybyśmy Cię w złych rękach- zapewniła moja przyjaciółka.
-Zresztą sam powiedziałeś, że nie chcesz zmieniać nam planów- dodałam.
-Spokojnie, panienki pójdą na zakupy i porobią inne babskie rzeczy, a my zostaniemy tutaj i będziemy robić męskie rzeczy- powiedział rzeczowym tonem Diabeł, siadając na ramieniu kanapy.
-On ma nie wstawać- przypomniałam im obydwu.
-Męskie rzeczy też można robić na leżąco- bronił się Draco, a Blaise parsknął śmiechem.
-No dobrze idźcie, zanim się rozmyślę- skapitulował i machnął jakby od niechcenia ręką. Zaśmiałam się i wraz z Aishą poszłyśmy do naszego pokoju by się przebrać.

***

Zeszłyśmy z Aishą już w pełni ubrane.
-W takim razie my wychodzimy- powiedziała moja przyjaciółka, podchodząc do Blaise'a. .
-Uważajcie na siebie. Wiecie, że teraz nigdzie nie jest bezpiecznie- powiedział zmartwiony Brunet.
-Mamy różdżki przy sobie. Umiemy się bronić- zapewniłam, na dowód wyciągając różdżkę.
-Może jednak powinniśmy pójść z wami- stwierdził Draco, kiedy siadałam przy nim.
-Ty masz leżeć i nie chce więcej słuchać, że już się czujesz lepiej i nic Ci nie jest. Snape lepiej wie co dla Ciebie dobre. A my nie jesteśmy bezbronne, najgorsze z OPCMu nie jesteśmy, więc nie wątp w nasze umiejętności.
-Ja nie wątpię kochanie, po prostu się martwię o Was- powiedział z troską głaszcząc mój policzek.
-Dopiero co Cię odzyskałem, dlatego nie chce znów stracić- szepnął, opierając swoje czoło o moje.
-I nie stracisz, to zwykłe zakupy. Pokątnej Śmierciożercy jeszcze nie przejęli, a gdyby mieli to w planach to by tata nam o tym powiedział- oznajmiłam, próbując go jakoś uspokoić.
-No dobrze, ale uważajcie na siebie, oczy i uszy szeroko otwarte. A jak coś się by działo od razu teleportujcie się, albo dajcie nam znać- powiedział poważnie patrząc mi w oczy.
-Nie musisz się martwić- odpowiedziałam i pocałowałam go. Był spięty, ale gdy tylko nasze usta się zetknęły, rozluźnił się. Niestety musieliśmy przestać te słodkie pieszczoty, choć nie było to łatwe, zbyt długo byliśmy z daleka od siebie. Odsunęliśmy się do siebie, a ja uśmiechnęłam się gdy patrzyliśmy sobie w oczy.
-Wróćcie niedługo- szepnął zmartwiony.
-Nie zdążysz się nawet stęsknić braciszku- wtrąciła Aisha zanim zdążyłam coś powiedzieć.
-Ja już tęsknie- odezwał się Blaise. Spojrzałam na dójkę swoich przyjaciół. Cudownie było znów widzieć, jak wszystko jest po staremu. Pocałowałam Draco jeszcze w policzek i wstałam, ponieważ nigdy byśmy tak nie wyszły.
-Blaise jesteś odpowiedzialny za to, żeby Draco nie wstawał. Jeśli się nie posłuchacie Snape'a, będziecie mieli obydwoje przechlapane- zagroziłam, patrząc srogo na obydwu. Blaise podniósł ręce do góry, w obronnym geście.
-A jak nie będę wstanie go powstrzymać?
-Wtedy masz moje pozwolenie, by go przywiązać do tej kanapy- uśmiechnęłam się szatańsko.
-Hej! Ja tu jestem i wiesz nie miałbym nic przeciwko gdybyś Ty mnie tak przywiązała- powiedział Draco poruszając sugestywnie brwiami – Ale on? Muszę podziękować- dodał patrząc na Blaise'a. Czarnoskóry złapał się za serce.
-No wiesz co Stary, właśnie mnie zraniłeś!- zawołał.
-Dobra, dobra, koniec tego dobrego, bo nigdy z stąd nie wyjdziemy. Widzimy, że macie coś do obgadanie, więc idziemy- oznajmiła Aisha, stając koło mnie.
-Tak, bawcie się dobrze chłopcy!- krzyknęłam idąc do przedpokoju po płaszcz.
-Ale nie zbyt dobrze!- dodała Aisha.
-Hej a buziak na pożegnanie?- domagał się Draco. Wychyliłam się z przedpokoju i posłałam mu buziaka.
-To jest niesprawiedliwe- skomentował Blondyn, zaśmiałam się i wyszłam wraz z Aishą z domu. Obydwie z uśmiechem teleportowałyśmy się na Pokątną.

Draco:

Patrzyłem jak dziewczyny wychodzą. Miałem nadzieje, je zobaczyć niedługo z powrotem. Liczę na to, że nie popełniliśmy błędu puszczając je same. Kiedy byłem już pewny, że wyszły z domu, podniosłem się.
-No nie wiem stary czy to dobry pomysł wstawać- powiedział Blaise.
-Daj spokój Diable, nic mi nie jest. Hermiona i Snape są trochę przewrażliwieni.
-Może dlatego, że widzieli Cię w jakim wczoraj byłeś stanie. Wyglądałeś, prawie jak trup. A poza tym nie chce się narazić Hermionie, widziałeś jaką miała minę?
-Tak czasem umie być niezłą diablicą....- powiedziałem uśmiechając się sam do siebie. Tak bardzo się cieszyłem, że jest znów moja... Zaraz, ale ona nie jest moja....Dzisiaj rano nie powiedziała wprost, że do siebie wróciliśmy. Westchnąłem. Martwiło mnie to. Czy jest możliwe, że nawet po wyznaniu sobie miłości, ona mi nie wybaczyła?
-Wezmę tylko prysznic i przebiorę się. Nadal mam ciuchy z misji- powiedziałem pokazując mój zakrwawiony strój - potem znowu się położę- dodałem widząc nie pewną minę przyjaciela.
-No wiesz, dostałem pozwolenie od Miony, że jak będziesz stawiać opory to mogę Cię przywiązać do kanapy- oznajmił Blaise i wyciągnął różdżkę, uśmiechając się przy tym wrednie.
-Nawet nie próbuj Diable, bo obiecuję, że skończysz gorzej niż po tym co Hermiona dla Ciebie zaplanowała- ostrzegłem.
-Dobra ale bierzesz całą odpowiedzialność na siebie- poddał się w końcu. Skierowałem się do swojego pokoju kiwając głową.

Hermiona:

-I jak tam z Draco? - zapytała Aisha z uśmiechem, kiedy wchodziłyśmy do księgarni Esy i Floresy.
-Dobrze, postanowiłam mu uwierzyć i wybaczyć. Wyznał mi miłość, a sądzę, że Draco nie mówi takich słów na wiatr. Zresztą nie oszukujmy się, ja też go kocham i nie umiem bez niego wytrzymać- powiedziałam patrząc na półki z książkami o Quidditchu w poszukiwaniu prezentu dla Blaise'a.
-Faktycznie, nigdy nie wyznał nikomu miłości. Zresztą o czym my mówimy, on nigdy nie miał na poważnie dziewczyny. Nadal nie mogę uwierzyć, że mój braciszek się tak zmienił. Myślałam już, że zawsze się będzie bawić kobietami i nie znajdzie ostoi w życiu. A tu proszę...- mówiła przeglądając książki z eliksirami, jednak po chwili odwróciła się do mnie.
-Ale czekaj, czy to znaczy, że powiedziałaś mu, że odwzajemniasz jego uczucia?- zapytała patrząc na mnie uważnie. Westchnęłam, odwróciłam wzrok od regałów i spojrzałam na moją przyjaciółkę.
-Tak. Wczoraj gdy się obudził byłam taka szczęśliwa, że nic mu nie jest. Zrozumiałam, że go potrzebuję. Był w szoku, ale kiedy usłyszał te dwa słowa był wniebowzięty. Nie chciał mnie już puścić, jakby bal się, że to tylko sen- powiedziałam, wspominając wydarzenia z poprzedniego dnia. Nawet nie wiedziałam, że się uśmiecham.
-I po czymś takim nie wróciliście do siebie?- zapytała Aisha, będąc w szoku.
-No...Nie rozmawialiśmy o tym, po prostu się cieszyliśmy chwilą. Będę musiała z nim porozmawiać jak wrócę- stwierdziłam, dotykając swojego łańcuszka, który nosiłam codziennie od moich siedemnastych urodzin.
-Cieszę się, że znów wróciło wszystko do normy- powiedziała Blondynka wracając do przeszukiwania półek.
-Ja też- szepnęłam. Jeszcze chwilę byłam zamyślona jednak po chwili znów zaczęłam szukać prezentu.

***

Po jakiś dwóch godzinach miałyśmy zakupy z głowy. Ostatni sklep jaki odwiedziłyśmy to Markowy sprzęt do Quidditha. Kupiłam tam prezent dla Draco, który mam nadzieje, że mu się spodoba choć to tylko jego połowa. Byłam szczęśliwa, na mojej twarzy znów widniał uśmiech i wręcz nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę tego nieznośnego blondyna. Jednak moja radość nie trwała długo, gdyż wychodząc z sklepu natknęłyśmy się na Notta od razu spoważniałam. Draco opowiadał mi, że w to wszystko był wplątany także i on. Wierzyłam mu. To przez Teodora prawie popełniłam największy błąd swojego życia. Nie miałam zamiaru mu niczego odpuszczać. Zresztą fakt, faktem, że chłopaki porządnie się nimi zajęli, choć już mu wraca poprzedni wygląd. Nadal miał w kilku miejscach siniaki.
Najwyraźniej nadal sądził, że nie wybaczyłam Draconowi i o niczym się nie dowiedziałam, bo uśmiechał się do mnie głupkowato. Poczułam zniesmaczenie, czy naprawdę myślała, że jeśli się pokłócę z królem Slytherinu to nagle wpadnę w jego ramiona? Już bym wolała zostać sama do końca życia.
-Hej Mionko? Jak tam Ci święta mijają? Ostatnio nie widziałem Cię w szkole. Tęskniłem- powiedział i próbował uśmiechnąć się zawadiacko, ale coś mu to nie wychodziło.
-Teo jakie to miłe! Ja też za Tobą tęskniłam! - zawołałam z udawanym entuzjazmem, po czym zrobiłam zatroskaną minę.
-A kto Cię tak urządził?
-A to, wiesz wpakowałam się w bójkę w klubie. Nic poważnego – udawał twardziela.
-Naprawdę tęskniłaś? - zapytał a w oczach miał iskierkę nadziei.
-Taa... NIE. A następnym razem nie radziłabym podpadać Draco, może się to gorzej skończyć niż tym razem. Tym bardziej, że i ja się do niego dołączę. A uwierz mi z córką Księcia Półkrwi się nie zadziera – powiedziałam z mordem w oczach.
-Czyli wróciłaś do niego. Uwierzysz wszystko co Ci opowie? - zapytał ironicznie.
-To już nie Twoja sprawa. A nawet jeślibym mu nie wybaczyła, możesz być pewny, że nie poszłabym po pocieszenie do Ciebie, mam do siebie szacunek.
-Ty Szlamo! - krzyknął. Tego było już za wiele momentalnie wyciągnęłam różdżkę. I rzuciłam w niego Drętwotą. Co prawda mogłam użyć gorszego zaklęcia, ale nie miałam zamiaru tego robić przy świadkach. Gdy zobaczył pędzącą w jego stronę smugę czerwonego światła, w jego oczach pojawił się szok. Następnie wylądował na podłodze nieruchomy. Spojrzałam na Aishe a ona tylko patrzyła z pogardą na Ślizgona.
-Wracamy do domu? - zapytała uspokajając się.
-Jasne, pewnie chłopaki już się niepokoją.
Chwyciłyśmy się za ręce i teleportowałyśmy się przed mój dom.
Draco:

Zacząłem się już niepokoić o dziewczyny. Powinny już wrócić. Chodziłem w te i wewte po całym salonie.
-Smoku ja bym Ci radził położyć się,bo jak wrócą dziewczyny to nie dość, że Ty będziesz miał przechlapane to jeszcze mnie w to wciągniesz- powiedział spokojnie Blaise, siedząc na fotelu, czytając Proroka Codziennego, w którym i tak pisali same bzdury.
-Jak możesz być taki spokojny? Za długo już są na tych zakupach. A jak im się coś stało? - zapytałem, mając najczarniejsze myśli.
-Stary uspokój się. To są kobiety. One mogą nawet cały dzień chodzić po sklepach. Nie próbuj nawet tego zrozumieć, bo zaraz Cię zacznie głowa boleć. Oczywiście, że się denerwuje, ale ufam, że sobie poradzą, a poza tym gdyby coś się działo na pewno by nas zawiadomiły. Mogę się założyć, że zaraz wejdą przez drzwi rozbawione, ale ty wszystko zepsujesz, bo jak Hermiona Cię zobaczy to będzie próbować Cię zabić, a ja nie ruszę się z swojego miejsca, mając nadzieje, że mnie oszczędzi– powiedział zadowolony z siebie. Ani razu nawet na mnie nie spojrzał kiedy to mówił, tylko nadal wpatrywał się w gazetę. W sumie nie wiedziałem, dlaczego aż tak bardzo się martwiłem. Po prostu chyba nie mogłem znieść myśli, że coś mogłoby się im stać. Aż się bałem pomyśleć co będzie jak dojdzie do ostatecznej walki. Dziewczyny na pewno się nie zgodzą by nie brać czynnego udziału w wojnie. Spojrzałam na pierwszą stronę Proroka Codziennego, widniał na nim wielki nagłówek „CZY CZARNY PAN JEST NAPRAWDĘ TAKI ZŁY?” no tak nawet prasę już owijają sobie wokół palca. Wszyscy się boją. Oderwałem wzrok od gazety i spojrzałem za okno. Z dnia na dzień zbliżamy się do ostatecznego starcia. Ile osób będzie na tyle odważnych by mu się sprzeciwić? Ile osób będzie musiało zapłacić życiem? I czy w ogóle to coś da? Pewnie moje myśli zaszły by dalej, gdybym nie usłyszał hałasu otwierających się drzwi. Od razu spojrzałem na wejście do salonu, w którym niedługo pojawiły się dziewczyny.
-No w końcu jesteście- powiedziałem szczęśliwy. Teraz byłem pewny, że są bezpieczne.
-Tak Draco tu już panikował – skomentował mój przyjaciel, odkładając w końcu proroka.
-Zaraz.... Mogę wiedzieć Dlaczego Ty STOISZ? Co Ci Snape mówił? Ile razy JA powtarzałam, że masz nie wstawać?!- wybuchnęła tak jak to Blaise przewidział.
-Taaa... skarbie czy ja już mówiłem jak Ty pięknie dzisiaj wyglądasz? - próbowałem uratować się jakoś.
-Ty mi tu nie Skarbuj! Draco czy Ty naprawdę nie mogłeś tego zrobić? Jeden dzień! Chyba nie wiesz jaka to poważna sytuacja!- krzyczała. Sytuacja była zła, bardzo zła.
-I to jest moment kiedy my wychodzimy- powiedziała Aisha, biorąc zakupy jej i Hermiona, i pociągnęła Blaise'a na górę. Zostaliśmy sami. Dobra Draco teraz tylko nie zepsuj tego. Nie możesz jej ponownie stracić.
-Musiałem się przebrać, nadal miałem na sobie strój z bitwy. A poza tym dobrze wiesz, że nie lubię bezczynie siedzieć. Tym bardziej, że martwiłem się o Was.
-Wiesz ile straciłeś wczoraj krwi? Wiesz ile zajęło Snape'owi ratowanie Ciebie? Przyniósł Cię do domu, choć śmierciożercy zostawiają poległych i się nimi nie przejmują. Gdyby nie on, leżałbyś gdzieś teraz umierając w mękach! A ja bym obwiniałabym się za to do końca życia....- mówiłam co raz bardziej łamiącym się głosem. Nie umiała już nic więcej powiedzieć, ponieważ głos się jej załamał a po policzkach zaczęły spływać łzy. Bez chwili wahania podszedłem do niej. Miałem wyrzuty sumienia, że znów płacze przez ze mnie. Zrozumiałem, że nie była wściekła dlatego, że się jej nie posłuchałem, była załamana myślą, że mogłem zginąć. Martwiła się o mnie. Otarłem kciukiem jej łzy i zmusiłem by spojrzała mi w oczy.
-Przepraszam, nie sądziłem, że było ze mną aż tak źle. Nie odczuwałem żadnego bólu, bo ty mi dawałaś najwięcej energii. Owszem gdy wczoraj mnie odtrąciłaś, odechciało mi się żyć, ale gdy się obudziłem i zobaczyłem Ciebie przy mnie, poczułem się jak nowo narodzony. Jestem beznadziejny w tych sprawach to wszystko jest dla mnie takie nowe. I nawet nie wiem czy to możliwe poczuć coś takiego w tak krótkim czasie. Nie wiem co mi zrobiłaś, ale potrzebuje Cię- mówiłem, a ona zaczęła się uspokajać.
-Potrzebujemy siebie nawzajem. Po prostu. Bez siebie nie istniejemy- szepnęła
-Czy to znaczy, że znów jesteśmy razem? - zapytała z małą nutą nadziei.
-Myślę, że to najlepsze wyjście- zachichotała a ja pełen szczęścia wpiłem się w jej usta.
-Zdecydowanie- szepnąłem pomiędzy pocałunkami.
-A teraz grzecznie się położysz- powiedziała, gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy.
-Tylko jeśli będziesz przy mnie- szepnąłem, uśmiechając się. Na moje słowa zaśmiała się i pokiwała głową.
-Ktoś w końcu musi Cię przypilnować.
Poszliśmy na kanapę gdzie się położyłem, trzymając głowę na jej udach. Jednak nasz spokój nie trwał długo, ponieważ jak na zawołanie do pokoju wrócili nasi przyjaciele.
-Z wami jest gorzej niż z dziećmi- skomentował Blaise, siadając na fotelu, zaraz po tym pociągnął na swoje kolana Aishe.
-Mogliśmy się tego spodziewać, że będziecie podsłuchiwać!- stwierdziła Hermiona.
-My i podsłuchiwanie? Skądże znowu, ale kiedy Draco zaczął mówić o swoich uczuciach to myślałam, że Blaise zaraz mi się tam popłacze- zaśmiała się Aisha, klepiąc swojego chłopaka po policzku.
-Nie moja wina, że oni są tacy uroczy! Nadal mi się chce płakać jak tak na nich patrzę. Nie mogę uwierzyć, że Smok ma prawdziwe uczucia!- zawołał, a mój ukochany spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Wtedy ja zaczęłam się śmiać, po chwili dołączyli się Blaise i Aisha. Draco patrzył na mnie z wyrzutem a ja tylko pokręciłam głową i go pocałowałam.  

*****************************************************************
Nie będę się usprawiedliwiać. Po prostu napiszę Wam (spóźnione) Wesołych Świąt. W ten cudowny czas życzę Wam spełnienia marzeń, czasu spędzonego z rodziną. Radości i miłości. Wszystko to co sobie wymarzycie. Jeżeli bym, nic tu nie dodała do Sylwestra to także szczęśliwego Nowego Roku, byśmy o wiele więcej razy się spotykali. Trzymajcie się. 

Pozdrawiam 
Caroline Cross

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XXIX "Niewyjaśnione Sprawy"

"Może tak właśnie kiełkuje przebaczenie - nie w triumfalnym objawieniu, ale w bólu rozstania, wygnania, ucieczki w środku nocy."
Khaled Hosseini

5 dni później...

Draco:

W końcu nadszedł czas opuszczenia szkoły na święta. Noc miałem nie przespaną. Nie mogłem się doczekać aż znów ją zobaczę. Tęskniłem za nią, nawet jeśli tylko nie widzieliśmy się 5 dni.
Przez całą noc zastanawiałem się co jej powiem. Tym razem będzie musiała mnie wysłuchać. Będziemy razem w małym domku, nawet jakby chciała to nie ma jak mnie unikać. Dobrze, że Snape załatwił nam wspólne święta, tylko szkoda, że wszystko się tak zepsuło. Oczywiście już nie raz napisałem do niej list, jednak po trzecim Blaise uświadomił mnie, że nic z tego nie będzie i że lepiej będzie poczekać do spotkania. Ten czas był koszmarem i miałem nadzieje, że dam radę to naprawić. Może ona tak samo tęskni za mną?

Hermiona:

To dzisiaj... Dzisiaj Snape, wraz z chłopakami wrócą do domu na święta. Draco na pewno nie da mi spokoju, będzie chciał mi wyjaśnić, ale ja nie chciałam tego słuchać. Przez to mogłabym ulec, stojąc przed nim i patrząc w te jego cholernie pięknie niebieskoszare oczy. A przecież nie mogłam znowu uwierzyć w jego kłamstwa. To nie w jego stylu mieć jedną dziewczynę. Byłam głupia wierząc, że teraz jest inaczej.
Łzy nie płynęły już, ale żal nadal był w moim sercu. Jednak pomimo tego wszystkiego, tęskniłam za nim. Nie przestałam go kochać choć powinnam, ale serce naiwnie wciąż pragnie tylko i wyłącznie jego.
-Hej- powiedziała Aisha wchodząc do salonu gdzie byłam.
-Hej- odpowiedziałam, patrząc bezmyślnie w swój kubek z kawą.
-Jak się masz?- zapytała, siadając koło mnie. Dobrze wiedziała, że bałam się tego dnia, zresztą ona tak samo jak ja nie ma za ciekawej sytuacji z Blaisem, tylko u nich jest inny problem. Czułam się winna, że to poniekąd moja wina. Nie chciałam żeby się kłócili. Byli parą idealną. No tak tak samo kiedyś mówili o mnie i o Draco.
-Jakoś, a ty?- zapytałam spoglądając na nią, przez cały czas obserwowała mnie, jednak kiedy zadałam, pytanie spuściła wzrok na swoje dłonie.
-Nie jest źle. Boję się spojrzeć Blaise'owi w oczy...
-Będzie dobrze, Blaise Cię kocha a Ty jego. Pogodzicie się, wierzę w to- powiedziałam a Aisha spojrzała na mnie i uśmiechnęła się słabo. Przez tydzień jakoś się trzymałyśmy i nawet miałyśmy dobry humor, ale kiedy przyszedł ten dzień nasz entuzjazm trochę opadł, obydwoje bałyśmy się co będzie kiedy chłopaki wrócą.
-Idę się przebrać, niedługo tu będą- oznajmiłam odstawiając kawę na stolik.
-Ok ja zaparzę sobie kawę i trochę się przewietrzę. Szukaj mnie w ogródku- odpowiedziała kierując się do kuchni.
Wyszłam na górę i weszłam do swojego pokoju. Od tygodnia ten pokój stał się także Aishy. Snape chciał nam wyczarować drugie łóżko ale moje dwuosobowe spokojnie starczyło, w Hogwarcie nie raz po nocnych pogaduchach usypiałyśmy na jednym łóżku. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki, by wziąć orzeźwiając prysznic.
Wyszłam z łazienki już w pełni ubrana, miałam dzisiaj na sobie czarne legginsy i długi, zielony ciepły sweter. Spojrzałam na szafkę nocną gdzie znajdował się mój naszyjnik, który dostałam na urodziny od Draco... Z przyzwyczajenia go założyłam. Nie nosiłam go dlatego, że to był prezent od niego, nosiłam go ze względu na moją mamę, której nigdy nie poznałam. Nosząc go czułam się, że jest mi choć trochę bliższa. I to nie miało żadnego nawet najmniejszego związku z Blondynem. No tak sobie przy najmniej wmawiałam. Kiedy chciałam już wyjść z pokoju, mój wzrok przykuły listy rzucone w kąt pokoju. Oczywiście ich nadawcą był nie kto inny jak Draco. Nie otworzyłam ich, nie chciałam wiedzieć co jest w nich napisane... prawda? Podeszłam do nich i podniosłam je z ziemi. Spojrzałam na nie, serce mi zabiło szybciej gdy zobaczyłam jego pismo. Nie mal mogłam zobaczyć oczami wyobraźni jak siedzi przy swoim biurku i piszę ten list... Pokiwałam głową, tak z pewnością nie wyleczę się z tej naiwnej miłości do niego. Z pośpiechem upuściłam koperty i wyszłam z pokoju nawet się nie oglądając.
Zastanawiałam się gdzie może być Vox, gdy schodziłam po schodach, od wczoraj go nie widziałam.
Nagle usłyszałam jednak głos mojego taty.
-Mogę wiedzieć dlaczego Nott trafił dziwnym zbiegiem okoliczności do skrzydła szpitalnego dwa dni temu, a Astoria wybiegła dzisiaj z płaczem z wielkiej sali na śniadaniu?- zapytał z tonem, który najbardziej nie lubiłam. Gdy zawsze mówił takim głosem to oznaczało, że wie, że to nasza wina.
Słysząc imię dziewczyny, która zrujnowała mi życie cofnęłam się, w celu dowiedzenia się czegoś więcej. Gdybym teraz weszła do salonu na pewno przestaliby o tym rozmawiać. Dlaczego Astoria miałaby wybiec z śniadania z płaczem?
-Dlaczego nam zadajesz te pytania, nie wiemy co siedzi w głowie Greengrass i nie pilnujemy Notta- powiedział Blaise.
-Bo wiem, że to wasza sprawka. Macie szczęście, że McGonnagal się nie dowiedziała, bo mielibyście poważne kłopoty. Nott jest w złym stanie. Gdy mnie wezwali do skrzydła szpitalnego to ciężko mi było uwierzyć, że to on. Musiał wam nieźle zajść za skórę ale następnym razem kiedy będziecie chcieli się zemścić to użyjcie mniej drastycznych sposobów. Już nawet nie chce wiedzieć co zrobiliście Astorii.
-Nie martw się Snape, mścimy się z umiarem, ale możesz nam wierzyć, że sobie zasłużyli – usłyszałam głos Draco. Zamarłam na małą chwilę, tak dawno nie słyszałam jego głosu.... także byłam w szoku po tym co usłyszałam....
-Hermiona, Aisha jesteśmy!- zawołał Snape wchodząc głębiej do salonu gdzie mogłam go zobaczyć. Wzięłam głęboki wdech i zeszłam całkowicie na dół. Kiedy mój ojciec mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Cześć tato- przywitałam się i przytuliłam się do niego. Gdy się od siebie od sunęliśmy, nie chciałam patrzeć w bok, bo wiedziałam kogo tam zobaczę. Spuściłam wzrok i silą woli próbowałam tam nie spojrzeć. Jednak kątem oka zobaczyłam jak Draco się na mnie patrzy. Byłam nie spokojna będąc z nim w jednym pokoju.
-A gdzie Aisha?- zapytał mój ojciec rozglądając się.
-W ogródku- odpowiedziałam podnosząc wzrok i wtedy chłopaki podeszli bliżej, nie mogłam już uciec wzrokiem. Spojrzałam na nich, Blaise uśmiechał się do mnie słabo, a Draco wpatrywał się we mnie z wielką tęsknotą i czymś jeszcze czego nie mogłam określić. Już chciał coś mówić, jednak moja przyjaciółka uratowała mnie z opresji, weszła do pokoju wcześniej wołając.
-Hermiona ile mam n....- nie dokończyła, ponieważ gdy weszła do salonu i zobaczyła kto wrócił, zaniemówiła.
-Wróciliście- szepnęła, patrząc się na Blaise'a. Z kolei Czarnoskóry patrzył się na nią takim samym wzrokiem jak Draco na mnie. Nastała niezręczna cisza.
-No dobrze więc może, Draco, Blaise idźcie się rozpakować a potem zjemy wspólną kolację- powiedział Snape, nie za wiele rozumiejąc, co się dzieje między całą naszą czwórką.
-Dobrze- powiedzieli po chwili otrząsając się. Wziąwszy bagaże poszli na górę do pokoju Draco, gdzie zawsze spał jak tu przyjeżdżał. A ja chociaż przez chwilę mogłam znowu normalnie oddychać. 'Zapowiadają się długie święta' pomyślałam.


***

Siedzieliśmy całą piątką przy stole. Jedliśmy w ciszy kolacje, atmosfera w tym pokoju była bardziej niezręczna niż gdybyśmy jedli obiad u Czarnego Pana. Patrzyłam w talerz, gdybym podniosła głowę napotkałabym oczy Dracona, który siedział naprzeciwko mnie, nie wiem co jest gorsze, czy jakby siedział koło mnie czy naprzeciwko. Najlepiej żeby w ogóle jadł w innym pomieszczeniu a nawet zupełnie innym domu. Kto by przypuszczał, że jeszcze tydzień temu nie mogłam się doczekać tych świąt.
-Jutro jeszcze muszę iść coś załatwić- powiedział w końcu Snape, przerywając ciszę. Spojrzałam na niego.
-A wy możecie załatwić jeszcze jakieś sprawy, iść na zakupy czy coś. A potem obiecuje, że będę wolny i spędzimy razem nasze pierwsze wspólne święta- oznajmił patrząc na mnie z miłością. Uśmiechnęłam się do niego.
-Będziemy musieli iść wybrać choinkę do lasu i kupić ozdoby na nie. Nie pamiętam już kiedy spędzałem należycie święta w domu... z rodziną.
Starał się, ze wszystkich sił starał się by te święta wyjątkowe. Co raz bardziej zaskakiwał mnie i ukazywał jak bardzo mu brakowało mnie w swoim życiu.
-Dobrze, że jesteśmy tu wszyscy razem. Mam nadzieje, że będą to najlepsze święta w moim życiu, takie jakie miały być- powiedział w pewnym momencie Draco. Zadrżałam słysząc jego głos. Cały czas czułam jego wzrok na sobie. Nie wiedziałam co zrobić. On miał racje, nie tak miały wyglądać te święta. Pamiętam jak cała nasza czwórka była szczęśliwa gdy im powiedziałam, że Snape ich zaprasza do nas. Mieliśmy tyle planów z Draco.... W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam na niego. Nasze oczy się się spotkały i znów przestało wszystko istnieć wokół nas. Czułam jak się łamię, tęskniłam za nim, nie mogłam już dłużej się okłamywać. Teraz tylko najbardziej chciałam by mnie przytulił do siebie i żebym znów się poczuła jak na swoim miejscu. Ale wiedziałam, że to skończone. Czułam jak oczy zaczynają mi się napełniać łzami.
-Przepraszam, ale straciłam apetyt- powiedziałam, próbując się opanować. Nic więcej nie mówiąc wstałam i prawie, że wybiegłam z jadalni.

Draco:

Patrzyła na mnie. Znów poczułem się jak było jeszcze zaledwie kilka tygodni temu. Tak bardzo chciałem by to wszystko wróciło. W pewnym momencie zobaczyłem jak jej oczy zachodzą łzami, po czym przeprosiła i wybiegła z pokoju. Nie wiele myśląc wstałem i miałem zamiar iść za nią, jednak moja siostra wstała i próbowała mnie powstrzymać.
-Draco, nawet nie próbuj!- krzyknęła, kierując się w moim kierunku.
-Aisha muszę z nią w końcu pogadać!- zirytowałem się, własna siostra jest przeciwko mnie i to bliźniczka! Nie warząc na protesty mojej siostry pobiegłem za Hermioną, która wyszła na taras za domem. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem błagać z całych sił by sam Merlin mi pomógł. Wyszedłem na zewnątrz, Hermiona stała przy barierce. Podszedłem do niej wolno.
-Hermiona...- szepnąłem, nie wiedząc czego mogę się spodziewać.

Hermiona:

Usłyszałam jego głos, tuż prawie przy moim uchu. Nie mógł być mnie tak blisko, sama sobie już nie ufałam.
-Draco trzymaj się ode mnie z daleka, to, że musimy być w jednym domu wcale nie idzie mi to na rękę. Ale chociaż zrób dla mnie tyle i nie wchodź mi w drogę- powiedziałam starając się nie okazywać jak bardzo jest mi źle po tym rozstaniu.
-Jeszcze kilka tygodni temu byłaś tak bardzo szczęśliwa, że będziemy razem w święta- szepnął, był centralnie za mną, wiedziałam to. Już z takiej odległości mogłam poczuć jego perfumy, które tak bardzo znałam i lubiłam. To je poczułam w amortencji...
-Ale zmieniły się.... okoliczności- odpowiedziałam słabym głosem. To było nadal zbyt wiele dla mnie.
-Hermiono, kochanie wyjechałaś za nim zdążyłem Ci to wszystko wyjaśnić- oznajmił a ja nie mogłam uwierzyć, jak on mógł mi tak jeszcze mówić, wyraziłam się chyba jasno przecież...
-Nie mów tak do mnie, nie masz do tego już prawa- mówiłam co raz bardziej łamiącym się głosem.
-Hermiona proszę Cię, chcesz zaprzepaścić wszystko co nas łączy przez jakąś głupia plotkę? Jesteśmy już razem ponad trzy miesiące, myślałem, że mi ufasz...
-Nie Draco, nie będę tego słuchać!- powiedziałam próbując wejść do środka, nie mogłam dłużej tutaj zostać, lecz mnie zatrzymał.
-Wysłuchaj mnie proszę. Czemu tak bardzo chcesz żeby to była prawda? - zapytał patrząc mi w oczy.
-Nie chce! Sam Merlin dobrze wie jak tego nie chce! Przez cały ten czas miałam wizje w głowie, że to może się stać. Chciałam wierzyć, że się zmieniłeś, że traktujesz mnie poważnie, jednak myliłam się! Byłam głupia i naiwna! - wyrzuciłam w końcu z siebie to co leżało mi przez ten cały czas na sercu. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy, tak bardzo nie chciałam pokazywać mu jak bardzo mnie to boli.
-Miona nigdy nikogo jeszcze tak bardzo poważnie nie traktowałem jak Ciebie. Przy Tobie jestem szczęśliwy i tylko przy Tobie mogę być. Myślisz, że naprawdę mógłbym to zrobić z kimś innym? Mogę czekać na Ciebie nawet całą wieczność. Gdy dowiedziałem się, że jesteś dziewicą sam chciałem z tym zaczekać, chciałem by ta chwila była dla Ciebie wyjątkowa, taka jak powinna być. Od wakacji nie chciałem z nikim innym być tylko z Tobą, mało tego nie chciałem nawet patrzeć na nikogo innego poza Tobą. Owszem tego dnia Astoria do mnie przyszła kiedy akurat wyszedłem z spod prysznica, nie miała z kim porozmawiać, więc przyszła do mnie. W poprzedniej klasie, byliśmy dobrymi znajomymi. Pocałowała mnie, ale mi nawet przez myśl mi nie przeszło żeby odwzajemnić pocałunek, na początku byłem w szoku ale już po chwili się odsunąłem, ale Nott nam zrobił zdjęciem a potem rozpowiedział, że spaliśmy z sobą. Nie wiedziałem, że to podstęp i co chce przez to osiągnąć, teraz już wiem i prawie jej nie zabiłem gdy się dowiedziałem. Do niczego nie doszło. Proszę uwierz mi Hermiono! Nigdy bym Ci tego nie zrobił...- powiedział przyciągając mnie do siebie i spoglądając mi głęboko w oczy, zobaczyłam w nich szczerość i tęsknotę. Pokiwałam głową nie mogłam znowu się na to nabrać... prawda? Co jest prawdą a co kłamstwem? Byłam pogubiona jak jeszcze nigdy.
-Nie Draco, nie!
-Hermiono do cholery... do cholery.... Kocham Cię- zaczął krzycząc, ale ostatnie dwa słowa wymówił łagodnie. I to te dwa słowa mnie najbardziej zszokowały, spojrzałam na niego wielkimi oczami... nie mogłam w to uwierzyć. To nie mogła być prawda, ale Draco nie rzuca słów na wiatr tym bardziej takich. Kiedyś mi powiedział, że nie jest dobry w wyznaniach, musi być tego pewny by moc to wyznać... Nie mogłam z tym wszystkim sobie poradzić, za dużo jak na mój stan psychiczny. Poczułam jak Blondyn poluźnia uścisk więc wykorzystałam moment i uciekłam, tak po prostu nawet nie oglądając się za siebie. Wpadłam do swojego pokoju i sama nie wiedziałam co z sobą zrobić. Usiadłam na parapecie i schowałam głowę między kolana. Nie mogłam powstrzymać łez.
-Hermiona słońce co się stało?- nagle usłyszałam głos Aishy, podniosłam głowę i spojrzałam na nią zapłakana.
-Aish ja już nie wiem komu wierzyć! Odkąd się tego dowiedziałam to wszystkich chciałam słuchać tylko nie jego! Wszystkim ufałam tylko nie jemu, a to jemu powinnam najbardziej ufać i wierzyć w niego, nas... On... Ja nie wiem już w co wierzyć.... On... On wyznał mi miłość...- szepnęłam.
-Oh Miona ja też sama nie wiem już co o tym wszystkim myśleć- powiedziała cicho i przytuliła mnie do siebie. Siedziałyśmy tam jeszcze jakiś czas, ale ostatecznie położyłyśmy się do łóżka zmęczone nadmiarem wrażeń. 



Draco:
Stałem i patrzyłem jak ucieka. Otworzyłem się, wyznałem jej prawdziwą miłość myśląc, że ona czuje to samo. Oparłem się o barierkę, byłem załamany jak jeszcze nigdy. Może się myliłem. Może Hermiona wcale nie odwzajemnia moich uczuć. Schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem co teraz zrobić. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Nigdy wcześniej nikogo nie kochałem.
-I jak??- usłyszałem głos mojego przyjaciela. Westchnąłem cicho i spojrzałem na niego.
-Nie chce mi uwierzyć... Wyznałem jej miłość, a ona uciekła...- powiedziałem łamiącym się głosem... Nigdy nie byłem wrażliwy jednak zabolało mnie to. Hermiona zmieniła mnie, nawet jeśli o tym nie wiedziała.
-Musisz dać jej czas. Jest pewnie w szoku za dużo informacji. Na pewno nie spodziewała się takiego wyznania- pocieszył mnie Blaise, klepiąc po ramieniu.
-Chodź upijemy się razem- powiedział a ja się słabo uśmiechnąłem. Zaczęliśmy się kierować do drzwi, jednak za nim przez nie weszliśmy, pojawił się w nich mój ojciec chrzestny.
-Coś się stało?- zapytałem, nie miałem teraz ochoty na jego kazania.
-Martwię się o Hermionę... Naprawdę jest bardzo smutna- odpowiedział zamyślony.
-Zrobiłem wszystko co się dało...Chyba miałeś rację ona po prostu potrzebuje czasu...- powiedziałem smutno. Przynajmniej miałem taką nadzieje.
-Ale za to możesz się z nami upić- zasugerował Blaise. Snape lekko się zaśmiał.
-Mam się upijać z dwójką moich uczniów? W tym jeden to to mój chrześniak.
-Zawsze się znajdzie jakaś wolna szklanka dla Ciebie- odpowiedział Blaise. Jemu też było ciężko, z Aishą nadal nic się nie polepszyło. Chciał się upić i zapomnieć, na choć chwilę, co i mi dużo by pomogło. Jeszcze nigdy nie byłem tak załamany jak teraz. Nawet wtedy kiedy musiałem przystąpić do szeregów Czarnego Pana, nie byłem w takim stanie.
W pewnym momencie Blaise syknął z bólu i zaczął się łapać za lewe przedramię. Wiedziałem co to oznacza, byłem przerażony. Po chwili ja też zacząłem syczeć z bólu dochodzącego z lewego przedramienia. Dzień, którego się tak strasznie bałem nadszedł. Spojrzałem na Snape'a, patrzył na nas z zmartwieniem.
-Draco, Blaise posłuchajcie, musimy się teleportować, macie trzymać się razem i nie wchodzić w największą walkę. Udawajcie, że rzucacie zaklęcia. Po wszystkim wszyscy się tu zobaczymy- powiedział obserwując nas czy zrozumieliśmy, pokiwaliśmy głowami, tylko tyle zdołaliśmy zrobić. Ból był nie do wytrzymania.
-Chwyćcie mnie za rękę- polecił wyciągając ją przed siebie. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie tylko akurat nie dziś kiedy nie umiem jasno myśleć a w głowie mam tylko zmartwienia o Hermionę. Wraz z Blaisem położyliśmy dłonie na ręce Mistrza eliksirów. Zdążyłem jeszcze tylko ścisnąć kartkę, którą miałem w kieszeni i teleportowaliśmy się... 


***


Hermiona:


Nagle obudził mnie jakiś hałas, dobiegający z dołu. Podniosłam się z łóżka, ale huki nadal nie ustępowały.
-Aisha chyba ktoś wszedł do domu – powiedziała szturchając moją przyjaciółka. Po chwili zaczęła się budzić i słyszeć hałas.
-Kto to może być?- zapytała, także wstawiając z łóżka.
-Nie wiem, mam tylko nadzieje, że to nikt z zakonu...- powiedziałam biorąc do ręki różdżkę. Aisha poszła w moje ślady. Po cichu zaczęłyśmy z chodzić na dół w pogotowiu trzymając różdżki. Gdy zeszłyśmy na dół ujrzałyśmy Snape'a podtrzymującego Draco, który był nieprzytomny i ranny w kilku miejscach. To nie wyglądało jak zwykłe draśnięcia. Zresztą mój ojciec także nie był bez skazy.
-Co wam się stało?- zapytałam przerażona.
-Wezwali nas, musieliśmy iść na atak, nie było czasu was informować, przepraszam. Draco został ranny, zwykle zostawiamy poległych jednak ja nie mogłem go tak zostawić. Wciąż żyje ale trzeba mu szybko pomóc- odpowiedział kładąc Blondyna na kanapie. Zrozpaczona szybko podeszła do chłopaka i uklęknęłam przy nim. Miał zamknięte oczy i poważne krwotoki w kilku miejscach. Dotknęłam dłonią jego twarzy, był zimny i jeszcze bledszy niż zwykle. Po moim policzku popłynęła łza.
-Proszę powiedz, że umiesz go wyleczyć?!- powiedziałam już całkiem zrozpaczona.
-Zrobię co się da. Przyniosę eliksiry- oznajmił i czym prędzej skierował się do swojego gabinetu, lecz za nim wyszedł, Aisha jeszcze zapytała słabym głosem.
-A Blaise?
-Nie miałem czasu się za nim rozglądać, ale widziałem jak walczył. Na pewno nic mu nie będzie- powiedział i zniknął za drzwiami. Moja przyjaciółka uklęknęła koło mnie i patrzyła zapłakana w ciało swojego brata.
-Co myśmy zrobiły Miona. Oni mogli tam zginąć a my się z nimi kłócimy, nie wierząc w ich własne słowa!- zaczęła się obwiniać.
-Aish on nie może zginąć... ja... ja go kocham.... i będę żałować do końca życia, że nie wyznałam mu tego. Pewnie pomyślał, że skoro uciekłam, nie odwzajemniam jego uczuć...
-Nic im nie będzie. Im obojgu. Draco wyzdrowieje, a Blaise, zaraz wróci. Jeśli się tak nie stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę!- powiedziała Blondynka, biorąc swojego bliźniaka za dłoń. W tym samym momencie otworzyły się drzwi do domu, a w nich stanął Blaise. Poczułam ulgę, choć na chwilę. Aisha nie wiele myśląc zerwała się i rzuciła się czarnoskóremu w ramiona, jeszcze bardziej wybuchając płaczem. Diabeł choć zdziwiony, odwzajemnił uścisk.
-Przepraszam Blaise, tak bardzo Cię przepraszam!
-Mam wszystko co potrzeba więc mnie nie rozpraszajcie. Widzę, że musicie porozmawiać, więc idźcie do innego pokoju, tu byście mi tylko przeszkadzali- powiedział stanowczo mój ojciec, wchodząc do salonu, z wieloma, najróżniejszymi buteleczkami. Aisha i Blaise nic nie mówiąc szybko skierowali się do drugiego pomieszczenia.
-Będę potrzebować Twojej pomocy- poprosił Snape klękając koło mnie, kiwnęłam tylko głową. Cieszyłam się z powrotu Blaise'a ale z Draco nie było jeszcze nic pewnego.
-Podaj mu te eliksiry, a ja spróbuje mu pomóc zaklęciami.
I tak zaczęłam podawać mu mikstury i już po kilku chwilach zaczął miarowo oddychać.
-Powinno już być z nim dobrze. Niedługo się wybudzi.- powiedział w końcu mój ojciec.
-Dziękuje. Posiedzę przy nim, poczekam aż wstanie. A Ty powinieneś się położyć, pewnie jesteś zmęczony- szepnęłam do niego.
-Chyba masz rację. Nie siedź za długo- poprosił, wstał pocałował mnie w czoło i zaczął kierować w stronę swojej sypialni, ale jeszcze go zatrzymałam wołając.
-Tato! Cieszę się, że nic Ci nie jest, nie wiem co bym zrobiła gdybym was straciła.
On tylko kiwnął głową z lekkim uśmiechem.

Aisha:

Poszliśmy do kuchni, trzymałam go cały czas za rękę. Chciałam być cały czas pewna, że on tu jest, że to nie sen.
-Jesteś cały, prawda?- zapytałam ilustrując go wzrokiem. Byłam bardzo przejęta.
-Aisha, spokojnie nic mi nie jest. O co chodzi?
-Obudził nas jakiś hałas, zeszłyśmy na dół i zobaczyłyśmy Snape'a trzymającego nieprzytomnego Dracona. Powiedział nam, że musieliście iść na atak. Bałam się. Tak strasznie się bałam. Snape i Draco byli tu, ale Ty nadal gdzieś tam byłeś, nie mogłam znieść myśli, że możesz nie żyć. I przez to zrozumiałam, że traciłam czas nie wierząc w Twoje własne słowa, w słowa mojego własnego brata. A gdybyś... gdybyś nie wrócił...- opowiadałam, co raz bardziej to łamiącym się głosem aż w końcu po moich policzkach popłynęły łzy.
-Proszę wybacz mi... Żyjemy w takich czasach w których nic nie jest pewne, oprócz jednego. Nas. W każdym momencie możemy stracić siebie, więc chcę wykorzystać ten czas, który być może nam pozostał, w szczęściu i w zgodzie a nie kłóceniu się.... Obiecuję, że nigdy więcej nie zwątpię w ciebie i w Dracona, w twoją miłość do mnie....- mówiłam nie mogąc przestać. Blaise widząc mnie w takim stanie przyciągnął mnie do siebie i schował w ramionach.
-Cii Kochanie... Już dobrze, nic nam nie grozi a my jesteśmy razem- pocieszał mnie mój ukochany.
-To znaczy, że mi wybaczasz?- zapytałam, spoglądając mu w oczy. Blaise uśmiechnął się delikatnie i założył mi kosmyk włosów za ucho.
-Zbyt bardzo Cię kocham, żeby Ci nie wybaczyć.
-Ja Ciebie też kocham Blaise- wyznałam z szczerym uśmiechem. Szczęśliwy połączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku.
-Draco – powiedziałam nagle gdy się już od siebie odsunęliśmy, dopiero teraz do mnie dotarło, że jeszcze nic z nim nie wiadomo.
-Widziałem jak Snape teleportuje się z nim....- powiedział Blaise. Kiedy mieliśmy się już skierować do salonu, nagle usłyszeliśmy głośny płacz Hermiony. Oboje spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem i pobiegliśmy do pomieszczenia gdzie moja przyjaciółka i brat byli.

Hermiona:
kilka minut wcześniej

-Zrobisz wszystko by tylko zwrócić na siebie uwagę, prawda? Pieprzony, samolubny arystokrata z Ciebie, wiesz?- zaczęłam do niego mówić, gdy zostaliśmy sami w pokoju. Klęczałam przy kanapie i płakałam, patrząc w jego bladą twarz . Krwotoki zaprzestały już, jednak nadal był nie przytomny i słaby. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim złym stanie. Wzięłam jego dłoń w swoją. Nagle coś wyczułam. Papier, który tak mocno trzymał, że ciężko mi było to wyciągnąć. W końcu jednak udało mi się to. Trzęsącymi dłońmi rozwinęłam kartkę, powoli poznając co to jest. Był to obraz, który namalowałam w wakacje, przedstawiający mnie i jego. Oparłam się o kanapę będąc w szoku. Cały czas miał to przy sobie. Wybuchłam jeszcze większym płaczem. Czy gdyby mnie nie kochał, tak jak cały czas myślałam, to miałby to przy sobie? Byłam zagubiona.
Nagle do pokoju wpadła Aisha z Blaisem.
-Miona co się dzieje?- zapytała przerażona blondynka, widząc mnie w takim stanie. Czym prędzej podeszła do mnie i uklęknęła.
-On miał to cały czas przy sobie...- szepnęłam przytulając do siebie obraz.
-Trzymałby to gdybym była jedną z wielu?- zapytałam patrząc się na Aishe. Blondynka pokiwała tylko głową, nie wiedząc co powiedzieć.
-Zawsze miał to przy sobie. Nie mógł się z tym rozstać. Tym bardziej kiedy z nim zerwałaś...-odpowiedział cicho Blaise. Po tych słowach zaczęła się uspokajać i myśleć.
-To przez ze mnie... To przez ze mnie go zaatakowano. Uciekłam gdy wyznał mi miłość. Pomyślał, że nie odwzajemniam jego uczuć....Był zraniony....-powiedziałam słabo.
-Tylko Ty jesteś zdolna go zranić, to Ty jesteś jego najsłabszym punktem. Na wszystko inne zdołał się uodpornić, ale nie na Ciebie. Hermiono on naprawdę nic nie zrobił, to wszystko wina Astorii i Teodora.
Schowałam twarz w dłoniach. Mógł zginąć tylko dlatego, że mu nie ufałam i w niego zwątpiłam.
-Miona to nie Twoja wina. Draco żyje a to jest najważniejsze- pocieszyła mnie Aisha.
-Chce z nim zostać sama- poprosiłam patrząc na dwójkę przyjaciół.
-Na pewno?- zapytała Blondynka, wiem, że się martwiła o mnie. Pokiwałam tylko głową.
-No dobrze, ale od razu wołaj gdy będziesz nas potrzebować- powiedziała moja przyjaciółka i wstała. Blaise tylko położył mi dłoń na ramieniu w geście pocieszenia i obydwoje skierowali się na górę.
Znowu zostałam sama z Draco. Patrząc się na jego twarz, przywołałam listy, które mi wysłała przez te ostatnie dni. Postanowiłam jednak je przeczytać. Otworzyłam pierwszy z nich.

Droga Hermiono!

Mam nadzieje, że to przeczytasz, chociaż patrząc na to, że ze mną zerwałaś pewnie nie chcesz o mnie nawet słyszeć. Ale wyjechałaś za nim zdążyłem Ci wszystko wyjaśnić.
Pomiędzy mną a Astorią nic się nie wydarzyło, musisz mi uwierzyć. To ona z pomocą Nott'a to uknuła. Rzuciła się na mnie kiedy wychodziłem z łazienki, a wtedy Teodor zrobił nam zdjęcie. Nawet przez sekundę nie pomyślałem by odwzajemnić pocałunek.
Już wiem, że pragnę tylko Ciebie. Teraz wiem, że trzeba było Ci to powiedzieć o tym incydencie od razu. Popełniłem błąd wiem, ale proszę daj mi, nam jeszcze jedną szansę....
Twój
Draco

Może faktycznie nic pomiędzy nimi się nie stało. Powinnam mu uwierzyć.
Otworzyłam kolejne dwa listy, było w nich przeprosiny i narzekanie jaki jest idiotą. Czytając te wszystkie słowa nawet słabo się uśmiechnęłam. Jeszcze nigdy nie słyszałam jak Draco Malfoy sam sobie ubliżał. Kochał mnie, naprawdę mnie kochał. Dla mnie umiał się zmienić i przyznać do najgorszej, najwstydliwszej porażki lub błędu. Kto by pomyślał, że tak perfidnie zakochany w sobie arystokrata umiał się zmienić.
-Przepraszam, że nie powiedziała tego wcześniej. Ja Ciebie też kocham Draco...- szepnęłam i położyłam głowę przy jego ciele. Nie minęła chwila a zasnęłam pod wpływem emocji i wydarzeń dzisiejszego dnia. Zasnęłam mając dłoń splecioną z jego, a do piersi przytulając obraz.

Draco:

Powoli otwierałem oczy. Nie wiedziałem gdzie jestem, co się stało. Wszystko strasznie mnie bolało. Każda część ciała była jakby sparaliżowana. W końcu całkowicie otworzyłem powieki. I pierwsze co zobaczyłem była burza brązowych loków rozsypanych po całej kanapie, na której leżałem. Bez problemu rozpoznałem kto jest ich właścicielką. To było zbyt piękne by mogło by być prawdziwe. Nasze dłonie były splecione ze sobą a ona coś najwyraźniej bardzo cennego przytulała do piersi. Tak dawno nie mogłem jej obserwować gdy spałem. Wtedy wydawało mi się, że jest jeszcze bardziej piękniejsza niż zwykle. Taka spokojna, bezbronna, jak krucha porcelana. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, mimo bólu ona zawsze będzie wywoływać na mojej twarzy uśmiech. Mogłoby się wydawać, że śnie jednak, nie sądzę, że w śnie tak bardzo bym odczuwał ból. Kiedy próbowałem się poruszyć, niechcący obudziłem Hermionę. Otworzyła swoje piękne oczy. Na początku jej wzrok był nie przytomny, jednak kiedy spojrzała na mnie od razu się wybudziła.
-Draco? Obudziłeś się!- zawołała szczęśliwie i rzuciła mi się na szyję. Byłem zbyt zszokowany by odwzajemnić uścisk. Może to jednak sen? Nie wiele pamiętam co się stało, ale wiem, że wyznałem jej miłość a ona uciekła... Ale jeśli to sen nie chce za żadne skarby się wybudzić z niego. Kiedy przygniotła mnie swoim ciałem lekko syknąłem z bólu, nie byłem na to gotowy. Hermiona od razu się odsunęła i zaczerwieniła się.
-Przepraszam- powiedziała szybko i usiadła znowu przy kanapie.
-Co się stało? Gdzie jestem?- zapytałem będąc w szoku. Nic z tego nie rozumiałem.
-Jesteś w domu u Snape'a. Zawołali was na atak i zostałeś ranny. Byłeś naprawdę w kiepskim stanie, ale Snape Cię przyprowadził tu i Ci pomógł. Mogłeś tam zginąć.... - powiedziała chaotycznie,a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. Nienawidziłem patrząc jak płacze, nie wiele myśląc podniosłem rękę i pogłaskałem ją w policzek. Ona wtuliła się w moją dłoń.
-Jakim sposobem tu jesteś?- zapytałem nie wierząc w to wszystko.
-Martwiłam się o ciebie. Nie mogłem znieść myśli, że możesz zginąć... Przepraszam Cię, tak bardzo Cię przepraszam- szepnęła.
-Nie masz za co mnie przepraszać, to ja powinienem to robić. To ja Cię zawiodłem...
-Nie Draco, nie. To moja wina. Nie ufałam Ci, chciałam wszystkich wysłuchać tylko nie Ciebie i to największy błąd jaki popełniłam. Obiecuje Ci, że nigdy więcej go nie popełnię. Wiem, że nigdy nie zrobiłbyś mi tego- mówiła patrząc mi w oczy. Była w rozpaczy. Nie mogąc znieść jej w takim stanie przyciągnąłem ją do siebie. Jej ciało znów było blisko mojego. W tej chwili nawet zapomniałem o bólu. Nic nie istniało w tej chwili, była tylko ona. Patrzyliśmy w swoje oczy, obydwoje byliśmy spragnieni siebie. Obydwoje byliśmy przepełnieni tęsknotą.
- Draco... Proszę Cię wybacz mi. Mam dość tego, że Cię przy mnie nie ma- szepnęła przeczesując moje włosy.
-Wybaczę tylko pod pozorem, że i ty to zrobisz- powiedziałem zakładając jej kosmyk włosów za ucho, po czym starłem pojedynczą łzę, która spływała po jej policzku.
-Kocham Cię- szepnęła patrząc mi prosto w oczy. Na jej słowa zesztywniałem. Nie spodziewałem się od niej tych słów, nie teraz, nie po tym wszystkich co się stało minionego dnia.
-Wiem, że powinnam Ci to powiedzieć już wcześniej, ale...- zaczęła mówić, jednak nie pozwoliłem jej skończyć. Przyłożyłem jej palec do ust.
-Kochasz mnie- powiedziałem cicho, nadal w to wszystko nie wierząc. Hermiona przytaknęła. Nie mogąc dłużej wytrzymać uśmiechnąłem się, naprawdę, szczerze. Po raz pierwszy od bardzo dawna byłem szczęśliwy. Po raz pierwszy usłyszałem od kobiety moich marzeń te dwa upragnione słowa. A ja myślałem, że nie odwzajemnia moich uczuć...
-Ja też Cię kocham- powiedziałem szczęśliwy i nie czekając już na nic więcej wpiłem się w jej usta z pasją i wielkim oddaniem. Cudownie było znowu czuć jej usta. Kiedy w końcu się do siebie oderwaliśmy na naszych ustach gościł uśmiech. W pewnym momencie jednak Hermiona chciała wstać.
-Co robisz?- zapytałem, nie miałem zamiaru jej już wypuszczać.
-Nie chce Ci sprawiać więcej bólu, naprawdę wiele przeszedłeś- powiedziała, całując mnie w policzek. Przyciągnąłem ją do siebie i oplotłem szczelnie ramionami.
-Zbyt długo byłaś daleko ode mnie. Jeśli myślisz, że teraz tak po prostu sobie ode mnie pójdziesz to jesteś w błędzie.
-Ale...
-Nie ma żadnego „ale”, Dobrze się czuje jedynie wtedy kiedy jesteś przy mnie. Wtedy nic mi już nie dolega- powiedziałem z uśmiechem. Hermiona w końcu skapitulowała i położyła głowę na moim torsie. Przytuliła się do mnie a ja czułem się wreszcie na odpowiednim miejscu. Tak zasnęliśmy, przytuleni do siebie i z splecionymi dłońmi. Na obydwu twarzach było widać szczery uśmiech.

***************************************************

Żyję! Jakby ktoś by miał jakieś wątpliwości.

Nie będę pisać czemu, dlaczego i wgl Nic nie jest wstanie usprawiedliwić mnie. Ale najważniejsze, że wróciłam, prawda? Nie wiem na ile, ale miejmy nadzieje, że jak najdłużej. Mam nadzieje, że po mimo takiej długiej przerwy dalej jesteście i będziecie ze mną ;)

Pozdrawiam 

Caroline Cross

Ps. Mam nadzieje, że nadal umiem pisać...