niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdzial XVI - "Umowa"

„Umowa dżentelmeńska to wzajemnie zobowiązanie, które łamie się w nadzieji, że  druga strona go dotrzyma.”
                                                                                                    Harold Pinter  


Hermiona:
To były najlepsze urodziny jakie miałam, Gryfoni nigdy nie zrobili dla mnie takiej imprezy. Bawiłam się świetnie. Koło północy podali tort, z uśmiechem zdmuchiwałam wszystkie świeczki. Najwięcej przetańczyłam z Draco, ale jednak patrząc na to z innej strony, to tańczyłam praktycznie tylko z nim, nie odstępował mnie o krok a ja nie miałam nic przeciwko temu. Jedynie na chwilę zmieniłam partnera a był to Blaise, Draco w tym czasie tańczył z swoją siostrą. Impreza naprawdę udała się, nadal nie mogę uwierzyć, że przyjaciele wszystko to zorganizowali dla mnie. Draco był cudowny, wzruszyłam się kiedy dał mi prezent, nie sądziłam, że jest taki czuły i sentymentalny. Koło trzeciej nad ranem większość osób padło, my jednak jeszcze siedzieliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy, jednak w końcu i my padliśmy, mając na świadomości, że jutro będzie potrójny kac. Nawet nie wiem jak się to stało, ale zasnęłam na materacu razem z Draco.
                                                                                 ***
Rano gdy się obudziłam, strasznie bolała mnie głowa, wczoraj zabalowałam jak jeszcze nigdy, ale przecież nie co dzień kończy się 17 lat. Dopiero po chwili doszło do mnie, że leżę na jednym materacu razem z Draco, on obejmuje mnie a ja trzymam głowę na jego torsie. Było mi bardzo wygodnie, mogłabym już tak zawsze. Rozejrzałam się dookoła, koło nas na sąsiednim materacu leżała Aisha z Blaisem w podobnej pozycji. Uśmiechnęłam się na myśl, że moja przyjaciółka może być w przyszłości z czarnoskórym. Wszyscy inni leżeli albo na stołach, albo na fotelach, kanapach, lub po prostu na ziemi. Zaśmiałam się cicho, no naprawdę nieźle wczoraj wszyscy zabalowali. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam wstać i się trochę ogarnąć, lecz jednak gdy spojrzałam ponownie na Draco nie umiałam się oprzeć i znów położyłam głowę na jego torsie. Dotknęłam dłonią swój naszyjnik, który dostałam wczoraj od Blondyna. Nie świadomie się uśmiechnęłam. Byłam szczęśliwa, i choć nie wiedziałam co czeka mnie w przyszłości wolałam żyć chwilą. Wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy, w celu przespania się jeszcze trochę, a przy tym towarzyszył mi cudowny zapach wody kolońskiej Dracona.

Draco:
Kiedy się obudziłem pierwsze co ujrzałem to burze brązowych loków, dobrze wiedziałem do kogo one należą, co dzięki czemu wywołało na mojej twarzy uśmiech. Spojrzałem na jej twarz, gdy spała, zawsze była taka bezbronna i niewinna, uwielbiałem na nią patrzeć. Była piękna a kto tego nie widział naprawdę musiał mieć coś nie tak z głową. Dzień na dzień co raz bardziej przyznawałem się, że ja Draco Malfoy zauroczyłem się w Hermionie Regnarg i…. i jestem szczęśliwy, gdy mogę ją widzieć codziennie, wiem, że gdyby tak nie było, zawsze by mi czegoś brakowało. Co ona ze mną robiła…. Nie chce żadnej innej tylko ją… Rozejrzałem się dookoła sali, wszyscy jeszcze spali ale patrząc za okno, słońce zaraz wyjdzie i obudzą ich promienie już jesiennego słońca. Miałem jeszcze iść do Snape’a po zapas eliksiru, bo jeszcze dzisiaj mam zamiar zrobić trening. Wstałem bardzo delikatnie podnosząc Hermione, by się nie obudziła, jednak gdy już stałem i miałem się odwrócić usłyszałem jej głos.
-Gdzie idziesz?- szepnęła sennym głosem. Z uśmiechem odwróciłem się do niej i kucnąłem.
-Najbardziej to bym chciał tu zostać i leżeć z Tobą cały dzień, jednak muszę iść do Snape’a po eliksir- powiedziałem z cwaniackim uśmiechem.
-Pójdę z Tobą- odpowiedziała i wstała. Ja się tylko uśmiechnąłem.
-Tylko może wcześniej się ogarnę- stwierdziła gdy zilustrowała siebie wzrokiem.
-Wyglądasz jak zawsze pięknie- szepnąłem i wziąłem ją za rękę. Uwielbiałem gdy się rumieni. Razem wyszliśmy z pokoju życzeń i skierowaliśmy się do lochów. Gdy doszliśmy do gabinetu Snape’a, chcieliśmy zapukać lecz usłyszeliśmy głos McGonagall.
-Severusie, zostaw Hermionę, dobrze wiesz, że jej potrzebujemy!!!
-Minerwo to moja córka, była okłamywana przez siedemnaście lat, zabiliście jej matkę gdy nie miała jeszcze roku i oczekujesz, że wróci z uśmiechem do zakonu?!
-Więc trzeba było jej nie uświadamiać!
-Powiem to ostatni raz, to moja córka i ma prawo wiedzieć o swoim pochodzeniu! A teraz proszę wyjdź z mojego gabinetu!- Usłyszeliśmy zdenerwowany głos Snape’a. Wymieniłem z Hermioną zdziwione spojrzenia. Po chwili drzwi się otworzyły a w nich zobaczyliśmy profesor McGonagall. Gdy nas spostrzegła była zaskoczona i jeszcze bardziej zdenerwowana.
-Panno Regnarg, panie Malfoy co was tutaj sprowadza?- zapytała podejrzliwie.
-Przyszliśmy do naszego opiekuna pani profesor- odpowiedziałem z wymuszonym szacunkiem.
-A no tak, muszę pozałatwiać sprawy Hogwartu, żegnam- powiedziała trochę zmieszana, spojrzała ostatni raz na mojego ojca chestnego i odeszła. Snape dopiero gdy nauczycielka transmutacji zniknęła nam z oczu spojrzał na nas.
-Od ilu tu już tak stoicie?
-Wystarczająco długo by usłyszeć waszą rozmowę- powiedziałem, wiedziałem, że Hermion była lekko zdezorientowana.
-Wchodźcie- powiedział, a my weszliśmy do środka i zajęliśmy standardowe miejscach.
-O co jej chodziło?- odezwała się po raz pierwszy od długiego czasu Hermiona.
-Próbowała mnie namówić bym Ci powiedział, że to wszystko kłamstwo i to wszystko było jedną wielka intrygą by się odegrać na zakonie- powiedział ponuro Snape.
-Przecież wiadome, że Hermiona by Ci w to nie uwierzyła!- oburzyłem się, nie wiedziałem co bym zrobił gdyby ona nagle wróciła do tych głupich Gryfonów i zapomniała o wszystkim, zależało mi na niej i nie chciałem jej stracić. Cholera co się ze mną dzieje! Po chwili moje przemyślenia przerwał Snape.
-Wiem, ale nie tylko dlatego tego nie robię, nie chce ponownie stracić córki- powiedział i delikatnie się uśmiechnął do Hermiony, która odwzajemniła gest.
-A jak impreza? Udała się?
-I to jeszcze jak, a właśnie masz ten eliksir, bo mam zamiar zrobić jeszcze chłopakom dzisiaj trening- powiedziałem z uśmiechem.
-Mam ale nawet dzisiaj nie dasz im spokoju, oczywiście chce byście wygrali ale jednak wiem, że mamy dobry skład.
-Za tydzień mamy mecz, kilka treningów przed rozgrywkami im nie zaszkodzą.
-No dobrze macie, powinno wystarczyć, a dla was zapas na przyszłość macie już w pokojach- powiedział kładąc kociołek na biurku.
-Dzięki- odpowiedziałem biorąc eliksir- to my się będziemy już zbierać, do zobaczenia.
-Uważajcie by raczej nikt was nie zobaczył.
-Nie ma sprawy- powiedziała Hermiona z uśmiechem. Wstaliśmy a kiedy doszliśmy do drzwi Hermiona się odwróciła i powiedziała.
-Dziękuje…. tato.
Byłem zaskoczony, że powiedziała wreszcie do Snape’a „tato” odwróciłem się by zobaczyć minę mojego ojca chrzestnego, na jego twarzy też było zdziwienie ale i też szczęście, uśmiechnął się. Hermiona rozpromieniona wyszła razem ze mną z gabinetu. Po drodze nie rozmawialiśmy, jednak nie była to nie zręczna cisza. Gdy doszliśmy do pokoju życzeń, okazało się się, że wszyscy powoli zaczynali się budzić. Położyłem kociołek na stole i jednym machnięciem różdżki rozlałem do kubeczków.
-Zapraszam po wybawiający eliksir na kaca- zawołałem a wszyscy odetchnęli z ulgą.
-A za trzy godziny trening!- krzyknąłem zaraz po tym ale na tej wiadomości nie przyjęli już tak dobrze. Zaczęły się jęki i inne protesty.
-Za tydzień gramy pierwszy mecz nie zaszkodzi wam!- powiedziałem oburzony ich postawą. Na szczęście się uspokoili. Nagle usłyszałem śmiech, spojrzałem w bok i zobaczyłem jak Hermiona chichocze.
-A tobie co tak wesoło?- zapytałem zdziwiony.
-No nic, ale mówiłeś jak ich matka- zaśmiała się jeszcze głośniej.
-Oj znów sobie grabisz- powiedziałem a chwilę potem zacząłem ją łaskotać aż w końcu ją objąłem od tyłu, Hermiona śmiejąc się jeszcze bardziej spojrzała na mnie po czym mnie pocałowała. Przestałem ją łaskotać, tylko zbliżyłem jeszcze bliżej siebie. Jednak nasz pocałunek przerwał głos sennego głosu Blaise.
-Smoku ty chyba sobie żartujesz, że dzisiaj jeszcze robisz trening!
Lekko zirytowany oderwałem się od Hermiony, lecz nadal nie puszczałem z objąć i spojrzałem na przyjaciela, który dopiero do nas podchodził.
-Nie Diable, będzie dzisiaj trening czy Ci się to podoba czy nie, nie wiem jak ty ale ja mam zamiar zdobyć w naszej ostatnim roku puchar Quidditha.
-Yhh, wiedziałem, że tak będzie! Chodźmy lepiej do pokoju się przebrać.
-Tak masz rację- przyznałem mu racje i ruszyliśmy do dormitorium, po chwili dołączyła do nas Aisha oburzona, że na nią nie zaczekaliśmy. Gdy byliśmy już w pokoju wspólnym ja z Blaisem poszedłem do naszej sypialni a dziewczyny do swojej.
-Stary ty nas w tym roku wykończysz- powiedział czarnoskóry, gdy byliśmy już naszych czterech ścianach.
-Coś ty, będzie o wiele gorzej- szepnąłem z wrednym uśmieszkiem wziąłem potrzebne rzeczy i poszedłem do łazienki się odświeżyć.
                                                  ***

Koło godziny czwartej popołudniu wyszliśmy z pokoju już przebrani w szaty Quidditha, jednak w salonie napotkałyśmy dziewczyny.
-A więc jednak jest ten trening?- zapytała Aisha.
-Tak- odpowiedział ponuro Blaise.
-Możecie iść z nami.- powiedziałem zawadiacko się uśmiechając.
-Nie możemy, musimy w końcu zrobić pracę domową na transmutacje, zielarstwo i zaklęcia- stwierdziła niezadowolona Hermiona.
-Ah no tak, nam też możecie zrobić.
-Chciałbyś Dracusiu- powiedziała słodko, Miona.
-A wiesz czego bym chciał?- zapytałem z zawadiackim uśmiechem, podszedłem do niej od tyłu i odpowiedziałem jej wprost do ucha- Byś pocałowała mnie bym wytrzymał z tymi leniuchami przez najbliższe kilka godzin.
-A to już Skarbie nie moja wina, sam chciałeś ten trening- zaśmiała się.
-Hyh jak chcesz- powiedziałem jednak nie zamierzałem się poddawać, gdy odwróciła do mnie głowę bez słowa wpiłem się w jej usta, na początku miała lekkie sprzeciwy lecz po chwili się poddała, aż nie przeszkodził nam Blaise, znowu.
-Koniec romansowania Smoku, spóźnimy się na trening, który ty sam zwołałeś.
Kolejny raz zirytowany oderwałem się od Hermiony a ona powiedziała.
-Zawsze musisz dostawać tego czego chcesz?
-Nie okłamuj się kochanie, ty też tego chciałaś- powiedziałem i puściłem jej oczko, po czym wraz z Blaisem wyszliśmy z dormitorium.
-Smoku weź ją zabierz w końcu na randkę, bo pomyśli, że jest jak każda.- powiedział Diabeł, gdy szliśmy przez lochy.
-Ona nie jest jak każda- syknąłem.
-Więc ją zaproś, zawalcz o nią, pokaż, że Ci zależy, bo widzę, że nieźle Cie wzięło.
-Ale ja nie chodzę na randki.
-Więc dla niej zrobisz wyjątek.
-Dobra umówmy się tak, jeśli wygramy w sobotę mecz, zaproszę Hermionę na randkę, ale wtedy ty masz zaprosić moją siostrę- powiedziałem cwaniacko się uśmiechając, spojrzałem na przyjaciela i tak jak myślałem, był w szoku przez to co właśnie powiedziałem.
-Myślisz, że tego nie widać Diable? Ale w sumie jesteś idealny dla mojej siostry- stwierdziłem z uśmiechem.
-Dobra, umowa stoi ja zapraszam Aishe a ty Hermionę- powiedział podaliśmy sobie ręce na znak potwierdzenia a wtedy w mojej głowie zaistniała tylko jednak myśl ‚Musimy za wszelką cenę wygrać ten mecz’

2 komentarze:

  1. Hej hej :D NO Ciekawy, ciekawy, ale aż mnie zeby bolą od tego cukru tutaj ! Ale ok, podoba mi się po za ty cukierkowym nastawieniem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. haha usmiałam się za kazde czasy
    misia

    OdpowiedzUsuń